niedziela, 23 czerwca 2013

"Grona gniewu"


Epicka powieść opisująca losy rodziny Joadów, wysiedleńców z Oklahomy, którzy w dobie Wielkiego Kryzysu przemierzają Stany Zjednoczone w nadziei dotarcia do kraju, gdzie znajdą pracę i bezpieczny byt, należy ponoć do najlepszych dzieł w dorobku Steinbecka.

"Grona gniewu" są napisane z rozmachem, charaktery nakreślone wyraźną kreską, pejzaże barwne, fabuła angażująca. Steinbeck nie jest pisarzem-filozofem, nie snuje on głębokich rozważań, nie odkrywa przed czytelnikiem nowych horyzontów myśli, za to ze współczuciem i zrozumieniem pochyla się nad losem prostych, poczciwych ludzi, którzy stają bezradni wobec niezrozumiałych, wrogich im społecznych przemian. Losy głównych bohaterów rozgrywają się na tle masowej migracji tysięcy im podobnych, wysiedlonych rolników, którzy w poszukiwaniu pracy przemieszczają się z mozołem na zachód, zamieszkują nędzne, prowizoryczne obozowiska zwane Hooverville'ami, przymierają głodem, by w końcu, dotarłszy do celu, stać się tanią siłą roboczą dla bezwzględnych obszarników.

Ludzie ci trzymają się razem, tworzą specyficzną wspólnotę, pomagają sobie wzajemnie, dzielą się wszystkim, co mają, chociaż nie mają prawie nic. Czyni ich to oczywiście "bogatszymi" od przewijających się na stronach powieści posiadaczy, opływających w zbytek, zatroskanych o swoją własność, zamkniętych na drugiego człowieka. Steinbeck staje w obronie ofiar i napiętnuje w swojej powieści system ekonomiczny, w którym człowiek staje się niewolnikiem pieniądza, a dążenie do zysku (za wszelką cenę) - głównym motorem ludzkich działań. Czyni to jego powieść może nie - odkrywczą, ale zdumiewająco aktualną - opisane w niej zjawiska mają przecież we współczesnym świecie miejsce na skalę globalną...

Na Joadów czeka w drodze szereg nieszczęśliwych wydarzeń, najstarsi z nich umierają, inni - w różnych okolicznościach odchodzą. Rodzina stopniowo się rozpada, wiedzie też coraz nędzniejszy byt. Powieść kończy się w chwili, kiedy z trzynastu osób, które wyruszyły wspólnie w drogę, razem pozostaje tylko pięć i tych pięcioro nie posiada już absolutnie nic, wędruje przed siebie pieszo i kryje się w opuszczonej stodole przed deszczem. Nie ustępują jednak - powieść Steinbecka jest bowiem (w mojej opinii) hymnem na cześć ludzkiej determinacji i woli przetrwania. Jego bohaterowie nie poddają się nigdy, ciągle zdążają do przodu, a w rozgoryczonych ich sercach dojrzewają grona gniewu...

Na szczególną uwagę zasługują w tej powieści postacie dwóch kobiet. Pierwsza z nich - Joadowa - matka, czuwa nad całą rodzinną wspólnotą. To ona jest najpełniej świadoma, że tylko poprzez trzymanie się razem mogą przetrwać ten kataklizm, który ich dotknął, to ona podtrzymuje wszystkich na duchu i prowadzi do celu. Druga, jej córka, Rosasharn - mimo iż od początku powieści ciężarna, w rodzinie długo pozostaje w roli rozkapryszonego, skoncentrowanego na sobie dziecka, jednak z czasem stopniowo dojrzewa. Po urodzeniu martwego płodu (wskutek niedożywienia? infekcji?), w przejmującej, ostatniej scenie powieści, karmi ona piersią obcego, wycieńczonego głodem mężczyznę, a "wargi jej [zwierają] się w uśmiech, który [kryje] w sobie tajemnicę." Niezwykła, przejmująca scena...

Powieść Steinbecka podobała mi się. Należy ona do tego gatunku literatury, która "wsysa" czytelnika w swoją rzeczywistość i pozwala zaangażować się w losy bohaterów. Dzięki temu tematy dość "oklepane" stają się nagle znowu istotne, "prawdziwe". Czy kupując produkty importowane z Chin i sprzedawane w Europie w atrakcyjnych cenach, nie stajemy się beneficjentami wyzysku tysięcy robotników pracujących za bezcen, w nieludzkich warunkach, w chińskich fabrykach? Albo - czy potrafimy dzielić się tak, jak dzielą się bohaterowie powieści - zawsze szczodrzy i zawsze radzi gościom, choćby mieli zjeść wspólnie ostatni bochenek chleba, jaki im pozostał? Pytania to być może banalne, podobnie jak przesłanie całej powieści, która niewątpliwie upraszcza odrobinę rzeczywistość, a jednak... warto sobie tym torem porozmyślać...