W ramach retrospektywnych pieśni IX-XII Odyseusz opowiada Feakom swoje burzliwe przygody, począwszy od zwycięstwa pod Troją aż po uwięzienie na wyspie Kalypso.
Żeglując od wyspy do wyspy, dzielny Odys wraz ze swoją załogą mierzą się z ciągle nowymi wyzwaniami. Każda kolejna "przygoda" wiąże się jednak niestety ze stratami w ludziach - tak, iż na końcu Odyseusz, jako jedyny ocalały, dryfuje po morzu na kilku deskach pozostałych po jego okręcie...
Nie sposób tu jednak nie zauważyć, że zazwyczaj albo Odys, albo też jego towarzysze, sami pakują się w tarapaty, kuszą los, powodowani raz żądzą przygód, to znów chciwością, zazdrością czy innymi, raczej niskimi, pobudkami. Bardzo znamienna jest pod tym względem jedna z pierwszych przygód - z udziałem Cyklopa (Polifema).
Otóż, znając złą sławę Cyklopów, Odyseusz, z czystej ciekawości i na swoją zgubę, wprowadza swoich towarzyszy do jaskini jednego z nich. Potwór zamyka ich oczywiście w pułapce, po czym jednego po drugim - zjada. W tym momencie Odyseusz popisuje się przebiegłością, sprytnie zagaduje olbrzyma, przezornie ukrywając swe imię, potem poi go winem, a następnie - oślepia. Kolejnym jego przebiegłym pomysłem jest ucieczka z jaskini - wraz z owcami, które Cyklop wypuszcza na popas. Kiedy jednak okręt Odysa odbija od brzegu, a wściekły olbrzym rzuca w niego na oślep kamieniami, główny nasz bohater zapomina o przezorności, szydzi z potwora i zdradza mu swoje imię, czym sprowadza klątwę na siebie i swoich towarzyszy.
Jest więc Odyseusz człowiekiem z krwi i kości, pełnym cnót, ale też niewolnym od fatalnych przywar. Nierzadko, działając w afekcie, popełnia czyny, których musi później żałować. Często też, aby osiągnąć nawet szczytny cel, ucieka się do różnych nieuczciwych posunięć, jak chociażby (notorycznie!) - do kłamstwa...
W tej części lektury uwagę moją zwrócił w szczególności wątek przeznaczenia. Kiedy Odys wyjawia Cyklopowi swoje imię, ten od razu przypomina sobie, iż zostało mu to już przepowiedziane, że "jakiś tam Odysej oślepi go zdradnie". Podobnie Kirka, złowroga bohaterka pieśni X, rozpoznaje w Odysie tego, którego przybycie było jej wcześniej zwiastowane. Tułaczka Odysa, mimo iż z pozoru chaotyczna, wpisana jest zatem w jakiś szerszy plan, który nieodwołalnie musi się ziścić. Odyseusz, świadomy praw, które rządzą światem, sam również ciekaw jest swojej przyszłości, chce wiedzieć, czy jego wędrówka ma sens, udaje się więc do Krainy Zmarłych, aby pomówić z wieszczem Tejresjaszem. I ten oczywiście przepowiada mu przyszłość. Pozostawia w niej co prawda pewien margines niepewności, w jednej kwestii dopuszcza nawet dwa możliwe scenariusze wydarzeń, ale z wcześniejszej klątwy Cyklopa i tak od razu można wywnioskować, który z nich się spełni. Jest więc los człowieka poddany prawom bezlitosnego przeznaczenia, przeciw któremu sprzeciwić się nie sposób.
Kraina Zmarłych to, swoją drogą, miejsce ponure. Duchy tych, którzy odeszli, błąkają się pogrążone w ciemności, rozpamiętują szczęśliwe czasy życia, płaczą nad swoim losem. Spotkawszy Odysa, łapczywie spijają krew ofiarną, po czym wypytują go o swoich krewnych, bliskich - nic bowiem nie wiedzą o ich dalszych losach. Sami niczego już nie oczekują, niczego się nie mogą spodziewać, a niektórzy odbywają jeszcze do tego wieczne kary (jak np. Syzyf czy Tantal).
To właśnie w tym miejscu Odyseusz chce zakończyć swą opowieść, jednak w pieśni XII Alkinoj namawia go, aby kontynuował, a w szczególności - aby opowiedział jeszcze coś więcej właśnie o losach zmarłych. Czy to nie znamienne? Od wieków zawsze tak samo marzymy, aby za życia dowiedzieć się, czy i co czeka nas po śmierci...
Zastanawiam się, jak Grecy (przynajmniej ci "homerowi") oceniali swoje życie, z jednej strony poddane prawom fatum, z drugiej - zwieńczone ponurym przejściem do Krainy Zmarłych. Czy taka perspektywa nie napawała ich pesymizmem, poczuciem beznadziei? Sądząc po opisywanych w "Odysei" ucztach i zabawach, jakie sobie urządzali, trudno by to podejrzewać.
A może poczucie, że na nic nie ma się większego wpływu, a życie i tak kończy się nieuchronnie i niewesoło, dawało im dystans niezbędny do delektowania się każdą chwilą, radowania się danym sobie czasem. Ciekawe, jak to tak naprawdę wyglądało...
Ciekawe też, że to właśnie na tym gruncie wyrosły umysły tak otwarte i światłe, iż na zawsze wpisały się (wielkimi literami) do historii filozofii (żeby nie powiedzieć - dały podwaliny naszej, europejskiej kulturze)...
Na koniec nie mogę nie wspomnieć (i nie zilustrować) słynnej przygody z pieśni XII - z syrenami. Uprzedzony przez Kirkę, Odys wiedział, że kto usłyszy syreni śpiew, ten nie powróci już, o własnych siłach, do życia. Kazał więc swym towarzyszom wypełnić uszy woskiem, sam zaś przywiązał się do masztu - pragnął bowiem usłyszeć niezwykły, uwodzicielski syreni śpiew. Usłyszawszy go, chciał oczywiście uwolnić się z pęt, ale uprzedzeni o tym jego podwładni przywiązali go wówczas jeszcze mocniej. W ten sposób nie tylko udało mu się przeprawić cało i statek i załogę przez tę "pułapkę", ale jeszcze zakosztować słodkiej, zakazanej tajemnicy...