Historia Billy'ego jest tak prosta, że aż niewiarygodna. Ten młody chłopiec mieszkający w ubogim, prowincjonalnym miasteczku górniczym, którego mała społeczność żyje w zgodzie z niepisanym, choć od lat niezmiennym kodeksem konwenansów, podejmuje trudną walkę o swoją pasję, którą jest... taniec. Billy, osierocony przez matkę, mieszka z ojcem i bratem - zaangażowanymi w toczący się właśnie strajk górnikami, oraz cierpiącą na demencję babcią. Delikatny i wrażliwy, "inny" - pozostaje samotnikiem, podczas gdy ojciec, chcąc wzmocnić w nim cechy męskie, posyła go na treningi boksu. Billy jednak pewnego dnia, zamiast na swoje zajęcia, trafia na lekcję baletu i wówczas odkrywa swoją pasję.
Jest więc ten uroczy film opowieścią o chłopcu, który aby sięgnąć po swoje marzenia, musi walczyć - ze stereotypami, ze swoimi słabościami, z niezrozumieniem u najbliższych. Jest to również historia o miłości, która pozostaje ponad uprzedzeniami, która odmienia - w końcu bowiem ojciec chłopca, a wraz z nim reszta rodziny, staje po jego stronie, zawierzając jego marzeniom. Dla mnie jednak jest to przede wszystkim historia talentu, który obudziwszy się w człowieku, wyznacza mu nieustannie kierunek, zmusza go do działania, czyni nieustępliwym w dążeniu do rozwijania się i realizowania swoich marzeń...
Na szczególną uwagę zasługuje Jamie Bell - odtwarzający trudną rolę Billy'ego. Dzięki nieszablonowej urodzie i, przede wszystkim, niezywkle ujmującemu charakterowi, jakim nasycił swojego bohatera, uczynił tę postać niebanalną, wiarygodną i angażującą. Co ciekawe, chłopiec ten zaczął tańczyć śladem swojej matki i babki i to za sprawą tańca właśnie dostał rolę w tym filmie, który przysporzył mu sławy. Taniec jego zaś, chociaż daleki od perfekcji i nie wolny od potknięć, pełen jest jednak pasji, która aż zdumiewa.
Podsumowując - "Billy Elliot" to cudny, pokrzepiający film, wyśmienity na urodziny i nieurodziny, po prostu wart obejrzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz