Jednym ze zjawisk, które Proust opisuje szczególnie wnikliwie, jest nieprawdopodobna złożoność ludzkiej natury, przejawiająca się między innymi niestałością charakteru. Niestałość ta jest dwojakiego rodzaju - po pierwsze wypływa z faktu, iż człowiek różne odgrywa role w różnych środowiskach, w których przebywa - część tych ról podejmuje świadomie, z większości jednak nie zdaje sobie sprawy. Rozmaicie w różnych kręgach postrzegany, dopasowuje się, nawet mimo woli, do wizerunku, jaki ma w oczach innych (a być może nawet staje się tego wizerunku niewolnikiem). Doskonałym tego przykładem jest postać Swanna - kim innym jest on, gdy z koszykiem malin odwiedza sąsiadów w Combray, kim innym, gdy pyszni się swoimi stosunkami przed kobietą, którą wprowadził "na salony", kim innym znowu, gdy zabawia rozmową księżnę de Guermantes i całkiem kim innym w salonie Verdurinów, gdzie zaleca się do Odety.
Drugą przyczyną niestałości ludzkiego charakteru są nieuniknione zmiany, jakim ulega on w czasie. W kolejnych epokach swojego życia człowiek zmienia się - "z kogoś całkiem przeinnego w kogoś całkiem przeinnego". Takim też radykalnym przemianom ulegają na przestrzeni kolejnych tomów bohaterowie Prousta, a pośród nich nieszczęsny Swann, który pod wpływem swojej namiętnej miłości zmienia się radykalnie...
"Miłość Swanna" to tytuł znamienny, ta część powieści bowiem nie jest poświęcona miłości dwojga ludzi - Swanna i Odety, a jedynie uczuciu, którym Swann Odetę obdarzył. Odeta pełni rolę zaledwie obiektu, ku któremu Swann skierował swoją namiętność, której ona zresztą wydaje się nie podzielać, lecz raczej - używa jej w sposób cyniczny, by osiągnąć swoje prozaiczne cele. Ta nierównowaga zaangażowania Swanna i Odety była dla mnie zawsze przykra, jednak tym razem poczułam, że to nie ma właściwie znaczenia. Smutna ta historia ilustruje pięknie, że nawet w uczuciu tak jednoczącym z pozoru, tak wiążącym ze sobą dwoje ludzi, każdy mimo wszystko pozostaje jednak samotny. Miłość przemienia człowieka, definiuje go, nadaje życiu kierunek, sens, prowadzi ku rozkoszy i przyprawia o cierpienie, niejako niezależnie od tego, kogo człowiek kocha i niezależnie od tego, JAK jest kochany...
Proust po mistrzowsku śledzi losy tego tajemniczego uczucia, począwszy od jego narodzin, kiedy to Swann pozwala Odecie zabiegać o siebie, świadomie poddaje się wzruszeniu, o jakie go przyprawia ta kobieta nie w jego guście co prawda, ale tak słodko mu oddana. Potem stopniowo Swann kształtuje w sobie swój własny obraz Odety, wyjętej prosto z fresku Boticcelego - delikatnej, niewinnej, coraz bardziej pożądanej. W końcu uczucie jego konsoliduje się pod wpływem pięknej, porywającej sonaty Vinteuila, która staje się hymnem ich miłości. W słodkiej tej frazie Swann słyszy co prawda ostrzeżenie o nieuchronnym cierpieniu, o pustce, ku której zmierza jego szczęście - nie dba jednak o to, trwa w swoim miłym złudzeniu. Jednak bodźcem, za sprawą którego Swann traci kontrolę nad swoją namiętnością, jest pierwsze ukłucie niepokoju, zazdrości, gdy nie może odnaleźć Odety tam, gdzie się jej spodziewał. To wówczas ukochana staje mu się niezbędna, konieczna, to wtedy opanowuje go "szalona i bolesna" potrzeba posiadania. Swann cierpi okrutnie, nękany zazdrością, coraz bardziej dystansowany przez nieczułą kochankę, o której względy rozpaczliwie zabiega (role odwracają się, jakże przewrotnie!). Swann zamyka się w sobie, odtrąca świat i ludzi, nie interesuje go nic, co nie wiąże się z osobą Odety, wciąż przez niego idealizowanej. Potrzeba bardzo dużo czasu, by w jego świadomość powolutku zaczęła wsączać się prawda o jego ukochanej - kobiecie lekkiej, kłamliwej, zepsutej - prawda ta zresztą dotyka go boleśnie i dużo musi jeszcze minąć czasu, nim w końcu pozwoli on wygasnąć swej miłości...
I chociaż wiadomo, że miłość nie jest nieodzowna dla zawarcia małżeństwa, pozostaje jednak zagadką, dlaczego ostatecznie historia ta kończy się małżeństwem właśnie. Część II powieści milczy na ten temat...
Dzięki Ci za ten blog.Nie czytałam Prousta a jutro idę na "Francuzów" Warlikowskiego i mam nadzieję, że dzięki Twojemu blogowi nie będzie to czas stracony.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jola
Nie zaglądałam tu od dawna, a tu proszę - taki miły komentarz. Dziękuję i mam nadzieję, że spektakl się spodobał :) Pozdrawiam również!
Usuń