Nasze wspólne oglądanie filmów rozpoczęłyśmy "Śniadaniem u Tiffany'ego", pomimo iż film ten nie należy do żadnego z obranych przez nas kanonów, co niesłusznie, jest to bowiem obraz wyborny, smakowałyśmy go z radością i nie miałyśmy najmniejszej ochoty, aby kiedykolwiek się skończył.
Fabuła "Śniadania..." wydaje mi się w gruncie rzeczy drugorzędna (choć zdaję sobie sprawę, że film powstał na podstawie uznanej za poważne dzieło powieści), najistotniejsza jednak jest ta niepowtarzalna, ujmująca atmosfera, specyficzny klimacik Manhattanu lat 60' w letnie, ciepłe dni i wieczory, oraz oczywiście - Audrey.
Audrey Hepburn, w roli życiowo nieuporządkowanej, frywolnej, dziwacznej, ale pełnej wdzięku "kobiety do towarzystwa" zdominowała film niemal bez reszty. Od pierwszej sceny (jakże pięknej) do ostatniej nie można oderwać od niej oczu. W moim odczuciu jest to kolejny film, który stanowi swojego rodzaju hołd złożony kobiecości - kobiecości, która jest piękna, chaotyczna, nieobliczalna, nieco dziecinna i na swój sposób naiwna, która patrzy wielkimi, oszałamiającymi oczami i może sobie pozwolić właściwie na wszystko. Grana przez Audrey Holly Golightly jest równie piękna, gdy zakłada szlafrok, wyciąga kapcie z lodówki, gwiżdże na taksówkę czy próbuje ukraść akwarium ze sklepu z zabawkami - patrzymy na nią z zachwytem i wybaczamy jej każde wykroczenie.
Podobnie patrzy na nią Paul Varjak (George Peppard), jej sąsiad, pisarz "jednej powieści" i jednocześnie utrzymanek sponsorki, która w "opiece" nad nim wydaje się realizować rozmaite swoje kobiece potrzeby. Paul i Holly zaprzyjaźniają się szybko (warto zwrócić uwagę, że ich relacja od początku jest szczera, w odróżnieniu od wszystkich innych stosunków, w jakich tych dwoje pozostaje z ludźmi), a z czasem zakochują się w sobie - rzecz jasna. Z tą jednak różnicą, że Paul potrafi takie uczucie z całą wynikającą z niego odpowiedzialnością udźwignąć, Holly zaś wręcz przeciwnie - ucieka! Zdumiewa pokora i cierpliwość, z jaką Paul znosi kolejne wariactwa (i plany matrymonialne!) Holly, bo przecież cierpliwości tej musi mu w końcu zabraknąć, żeby Holly oprzytomniała i zrozumiała, że "trzeba żyć" (a nie dryfować po powierzchni życia). A w życiu - oczywiście - historia ta nie powinna się skończyć szczęśliwie - on powinien ją zostawić, ona - cierpieć zasłużenie za swą winę - jednak, Bogu dzięki, ten film nie jest "o życiu", ten film to cudna bajka z nieodwołalnym happy endem. I bardzo dobrze. Miód na serce.
Bardzo ładna jest pierwsza scena, w której o poranku Holly wysiada z taksówki ubrana w elegancką, wieczorową suknię i zatrzymuje się przy wystawie jubilera Tiffany'ego, gdzie zjada z właściwym sobie wdziękiem poranny rogalik. Jak się później dowiadujemy, Holly koi w ten sposób swój niepokój podszyty lękiem, stan, który zdarzyć się może każdemu, a tymbardziej osobie tak w gruncie rzeczy samotnej, jak ona. Dla biednej od najmłodszych lat dziewczyny wystawa u Tifanny'ego jest oknem na świat przepychu, gdzie "nic złego nie może się stać" - do tego świata ucieka więc w trudnych chwilach. Zaczęłam się przy tej okazji zastanwiać, czy i gdzie ja leczę swoje niepokoje i... chyba już wiem :) A Ty?...
Piękna piosenka "Moonriver" w wykonaniu Audrey, siedzącej na parapecie okna, w turbanie z ręcznika na głowie, jest absolutnie niezwykła i zdecydowanie zasługuje na uwiecznienie na naszym blogu!
Ponadto ja również jestem zachwycona pomysłem robienia przez cały dzień tylko tego, czego się jeszcze nigdy nie robiło. Jest nie tylko zabawny i orzeźwiający, ale też... inspirujący! ;)
A na deser lista fascynujących nas zjawisk, które obserwujemy w amerykańskich filmach
(czy też - otwarcie listy):
1. telefony na długim kablu: rozmawia się przez nie trzymając aparat w jednej ręce, słuchawkę w drugiej, i wędrując po całym domu z ciągnącym się z tyłu (zazwyczaj z kuchni) kablem
2. papierowe torby na zakupy: wielkie i nieporęczne, ale efektowne (a w tych torbach często są płatki kukurydziane w pudełkach kartonowych, a nie w torebkach)
3. schody przeciwpożarowe: można nimi uciec, albo odwiedzić sąsiada - fascynujące!
4. spanie całkiem nago!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz