Zaczynamy pierwszą lekturę z pierwszego kanonu: "Jądro Ciemności" Josepha Conrada.
Dziś rozdział pierwszy, w którym Charles Marlow zaczyna opowieść o swojej wyprawie wgłąb Afryki. I chociaż daleko nam jeszcze do "Jądra Ciemności", to i tak ciemność jest już obecna od pierwszych stron powieści: Słońce zachodzi i dopiero wtedy Marlow zaczyna snuć swoją histrorię! Dwie kobiety spotkane w biurowcu firmy szydełkują czarną wełną i zostają nazwane "strażniczkami Ciemności" (bardzo przejmujący obraz!), ciemna jest dżungla, przez ciemność kroczy też postać kobieca z obrazu namalowanego przez Kurtza.
W moim egzemplarzu książki pozaznaczane są niemal wszystkie fragmenty dotyczące Kurtza. To ciekawe, jak ze strzępów informacji wyłania się jego postać niewyraźna, ale już złowroga (chociaż wszyscy wypowiadają się o nim jak najbardziej chwalebnie!). Atmosfera grozy gęstnieje zresztą z każdym akapitem. I chociaż powieść osadzona jest w określonym czasie i miejscu (gdzie dokonywało się straszliwe okrucieństwo, o którym nie można zapomnieć), to jednak od początku odczuwa się bardziej uniwersalny charakter tej historii. Ciemność człowiecza...
Podoba mi się ogromnie ten fragment: "Nie, nie można przekazać żywych odczuć związanych z jakimś okresem naszego życia - tych, które składają się na jego najgłębsze i najprawdziwsze znaczenie. Niemożliwe. Żyje się tak samo, jak śni - w pojedynkę..."
Dobrze, że chociaż takim cytatem można próbować się dzielić - z Siostrą na przykład.
A jak Twoje wrażenia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz