Hmm... ten cytat, który wybrałaś jako tytuł, przy pierwszym czytaniu zaniepokoił mnie - trudno mi było zrozumieć, co właściwie znaczą te słowa. Teraz jednak stają się bardziej czytelne - sens (zagadka) powieści wydaje mi się kryć w dżungli - to ona jest ciemnością, która "otacza" naszych bohaterów, i wsącza się w ich umysły. Tak to sobie wyobrażam...
A za oknami piękne, jesienne Słońce! Tymczasem w rozdziale drugim ciemność gęstnieje. Wraz z Marlowem kontynuujemy podróż wgłąb Czarnego Lądu, gdzie dzika, nieokiełznana dżungla zdaje się zamykać się za parowcem płynącym w górę rzeki, odcinając mu drogę odwrotu. Podróż przez tę nieujarzmioną przyrodę nasuwa naszemu bohaterowi skojarzenie z wędrówką ku przeszłości, "do samych początków świata". Jednocześnie przyroda ta jest złowroga, "patrzy na człowieka jakoś mściwie"...
Z drugiej strony krystalizuje się stosunek Marlowa do rdzennych mieszkańców Afryki (bardzo dla mnie niejasny i intrygujący w pierwszym rozdziale). Nazywa on ich "dzikusami", "kanibalami" (!), o jednym wyraża się słowami "udoskonalony okaz", ale też dostrzega w nich ludzi, podobnych sobie. A właściwie odkrywa w sobie człowieka podobnego do nich, co napawa go obrzydzeniem. Marlow widzi w Murzynach ludzi prymitywnych, pierwotnych, niejako podobnych jego przodkom, dzieli go od nich przepaść cywilizacyjna, ale łączy coś bardzo istotnego, ludzkiego - "prawda odarta z przebrania czasu".
Jest więc podróż w górę rzeki, męcząca, pełna przeszkód i niebezpieczeństw, podróżą ku przeszłości i ku prawdzie - podróżą wgłąb ludzkiej duszy, do jej najskrytszych zakamarków...
Odkrywamy też fragment tajemnicy, jaką kryje serce dżungli. Pomimo, że rozdział drugi kończy się z chwilą przybycia promu do stacji Kurtza, to jednak nieco wcześniej Marlow, jakby wyprzedzając wydarzenia, nakreśla już jego postać - postać szaleńca, który uczynił siebie bogiem dla lokalnej ludności. I mimo iż nadal jest to obraz niepełny, z luźnych wspomnień złożony, to jest już bardzo złowieszczy. Kurtz wydaje się człowiekiem szalonym, wyposażonym jednocześnie w wielką charyzmę i dar słowa, którym potrafi omamić. Czy to nie straszliwe połączenie cech? Opis Kurtza zrobił na mnie bardzo duże wrażenie.
Cytat, który wydaje mi się wart zapamiętania: "Zapewniam was, że żaden głupiec nigdy nie zaprzeda duszy diabłu, bo jest na to za głupi albo diabeł zbyt diabelski - sam nie wiem."
Mnie natomiast spodobał się inny fragment: "Kiedy człowiek musi się koncentrować na takich rzeczach, pospolitych zewnętrznych przypadkach, to rzeczywistość - właśnie rzeczywistość ginie nam z oczu." W przypadku naszego bohatera zjawisko to miało działanie ochronne - zaangażowanie w codzienne trudy podróży pomagało mu znosić ciemność dżungli i niepokój, jaki ta wywoływała. Dla mnie jednak jest ten fragment ostrzeżeniem - nie pozwólmy "pospolitym zewnętrznym przypadkom", które składają się na większą część naszego życia, aby przesłoniły nam rzeczywistość! Sama mam poczucie, że teraz, kiedy nie pracuję, mam z rzeczywistością znacznie więcej do czynienia :)
Na koniec chciałabym wspomnieć nową postać "drugiego planu", która bardzo mi się spodobała, a mianowicie "Rosjanina-Arlekina". Jego pstrokaty strój, naiwność, gwałtowna zmienność nastrojów - wszystko to bardzo mnie zaintrygowało. Na deser więc dla porządku przytoczę definicję arlekina:
Arlekin - postać błazna w czarnej masce. Ubrany w kostium zszyty z kolorowych trójkątów albo rombów. Jedna z głównych ról męskich (maska "komiczna") w commedia dell'arte. (...) Jego maska to połączenie głupoty i sprytu, dobrze symbolizuje jego naturę, gdyż Arlekin może być równie łatwo oszukiwany, jak i oszukujący.
No to foto :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz