Film rozpoczyna się słynnym "intro" (wspólnym dla wszystkich części), w czasie którego tekst wyjaśniający sytuację w Galaktyce płynie sobie wgłąb rozgwieżdżonej przestrzeni przy powszechnie znanym motywie muzycznym autorstwa Johna Williamsa. Już od tego momentu nie sposób nie ulec wrażeniu, że oto zaczyna się wielka przygoda - film momentalnie angażuje widza w swoją rzeczywistość. Oddzielną kwestią jest, że, jak to zauważył niegdyś pan Maciej Stuhr, przeciętny widz gubi się w sytuacji politycznej Galaktyki już w okolicach drugiej - trzeciej linijki tego tekstu, jakie to jednak ma znaczenie? Ważne, że Imperium jest złe (i chwilowo ma przewagę w Galaktyce), zaś Rebelianci - dobrzy (i udało im się wykraść plany Gwiazdy Śmierci - stacji kosmicznej stanowiącej najpotężniejszą broń Imperium). Reszta wyjaśnia się w miarę trwania filmu - piękna księżniczka Leia próbuje dostarczyć plany Gwiazdy Śmierci do tajnej bazy Rebeliantów, jednak jej statek zostaje zaatakowany przez jednostkę Imperium. Księżniczce udaje się w ostatniej chwili zapisać tajne dane w pamięci robota R2-D2, który wraz ze swoim robocim przyjacielem 3-CPO, ucieka z zaatakowanego statku. Księżniczka dostaje się do niewoli i ląduje w więzieniu na terenie Gwiazdy Śmierci, podczas gdy dwa roboty trafiają na małą, prowincjonalną planetę na obrzeżach Galaktyki, gdzie zostają zakupione przez farmera, który okazuje się wujkiem Luke'a Skywalkera, chłopca sumiennie pomagającego wujostwu w gospodarstwie, marzącego jednak o dalekich podróżach, o walce w szeregach Rebeliantów i innych równie nieosiągalnych przygodach. Za sprawą spotkania z robotami życie chłopca zmienia się radykalnie, poznaje on starca, imieniem Obi-Wan Kenobi, który okazuje się jednym z ostatnich rycerzy Jedi i przyjacielem jego zmarłego ojca. Luke wraz z Obi-Wan Kenobim i dwoma robotami wyruszają więc na pomoc Rebeliantom i tak zaczyna się wielka przygoda.
Film pełen jest "charakterystyczności" - od wspomnianego "intro" zaczynając, przez specyficzny montaż, z kolejnym ujęciem "najeżdżającym" na poprzednie, po cudowną galerię niezapomnianych postaci. Należy do nich rozbrajająca para robotów: wysoki, sztywny, pozłacany i mówiący z nienagannym angielskim akcentem 3-CPO oraz mały, przypominający odkurzacz, ale sprytny i wierny R2-D2 wzruszają mimo upływu lat. Obi Wan-Kenobi jest oczywiście typem mędrca i mistrza, zaś Luke chłopcem młodym, naiwnym, ale bystrym, niemniej wśród bohaterów "ludzkich" na pierwszy plan wysuwa się Han Solo - cwany przemytnik, wynajęty przez Kenobiego jako pilot, początkowo zorientowany jedynie na łatwy zarobek, wkrótce jednak nawiązujący z głównymi bohaterami przyjaźń, grany przez obłędnie w tej roli przystojnego Harrisona Forda. Solo, w przeciwieństwie do swoich towarzyszy, jest bohaterem nieidealnym, egoistycznym, niepoważnym, a wszystkie te cechy dodają mu tylko uroku :) Skoro jestem już przy Hanie Solo, to nie mogę nie wspomnieć o księżniczce Lei - pięknej - owszem, ale przede wszystkim - odważnej i inteligentnej, znajdującej wyjście z sytuacji tam, gdzie nie widzą go mężczyźni. Kobiety w "Gwiezdnych Wojnach" są władcze, przebiegłe, odpowiedzialne i niezależne - to bardzo znamienne. W końcu nie można pominąć najważniejszego czarnego bohatera sagi - Lorda Vadera. Rycerz Jedi, który przeszedł na ciemną stronę Mocy, jest najwierniejszym sługą Imperatora. Na głowie nosi czarny hełm osłaniający twarz, a jego głośny oddech przypomina dźwięk pracującego respiratora. Darth Vader jest złowrogi, chociaż mam wrażenie, że dowódcy wojsk Imperium traktują go trochę jak relikt minionej epoki, a pycha, jaką okazuje mu księżniczka Leia, jest dezorientująca. Czyżby wiedziała ona coś więcej niż wszyscy inni?
okropnie przystojny Han Solo |
Oddzielną kwestią wartą omówienia jest zakon Jedi, o którym w IV epizodzie dowiadujemy się jeszcze bardzo niewiele. Wiadomo, iż rycerze zakonu potrafią czerpać z Mocy - substancji, która przenika i spaja wszystkie elementy świata. Moc ich prowadzi, Moc daje im siłę, ale jest też narzędziem w ich rękach. Wrażliwość na Moc jest darem, ale żeby móc go wykorzystać, należy przejść właściwe przeszkolenie. W epizodzie IV rycerze Jedi należą do historii, a wielu współczesnych (pośród nich oczywiście Han Solo) uważa Moc za przedmiot starożytnych wierzeń nie znajdujących pokrycia z rzeczywistością. W epizodzie IV pojawiają się jedynie dwaj rycerze Jedi: Obi-Wan Kenobi (który ginie w tym odcinku) i Darth Vader (który znalazł się po ciemnej stronie Mocy). Nie ulega jednak wątpliwości, że wrażliwym na Moc jest Luke Skywalker - to on też najpewniej jest przedmiotem "Nowej Nadziei" (o której mowa w podtytule).
W epizodzie IV Obi Wan-Kenobi, Luke, Han Solo, jego przyjaciel Chewbacca oraz dwa roboty docierają na pokład Gwiazdy Śmierci i ratują księżniczkę. Obi-Wan Kenobi odbywa walkę z Vaderem, w której ginie (czy też "znika") i trudno nie ulec wrażeniu, że dopuszcza do tego świadomie (czyżby w celu przekazania swojej mocy Luke'owi?). Pozostali bohaterowie przedostają się na statek i uciekają do bazy Rebeliantów. Gwiazda Śmierci podąża oczywiście za nimi i w finale dochodzi do ostatecznego starcia, w którym, rzecz jasna, Luke Skywalker oddaje strzał, który uderza w czuły punkt nieprzyjaciela i Gwiazda Śmierci ulega zniszczeniu (przy czym oczywiście Lord Vader uchodzi z tej opresji bez szwanku).
Film ten (który widziałam już nie raz) zdecydowanie mnie ujmuje. Jest bajkowy, wprowadza widza w świat egzotyczny, ale zupełnie przekonujący (mimo znacznych - z perspektywy współczesnego odbiorcy - ograniczeń technicznych), jego bohaterowie budzą sympatię i całość po prostu PRZYJEMNIE się ogląda. Historia nie jest skomplikowana, wszystko układa się zgodnie z przewidywaniami - i bardzo dobrze - bo o to właśnie chodzi w tego rodzaju bajkach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz