środa, 2 lipca 2014

"Odyseja" Pieśni IX-XII, czyli opowieści o przygodach

W ramach retrospektywnych pieśni IX-XII Odyseusz opowiada Feakom swoje burzliwe przygody, począwszy od zwycięstwa pod Troją aż po uwięzienie na wyspie Kalypso.
Żeglując od wyspy do wyspy, dzielny Odys wraz ze swoją załogą mierzą się z ciągle nowymi wyzwaniami. Każda kolejna "przygoda" wiąże się jednak niestety ze stratami w ludziach - tak, iż na końcu Odyseusz, jako jedyny ocalały, dryfuje po morzu na kilku deskach pozostałych po jego okręcie...

Nie sposób tu jednak nie zauważyć, że zazwyczaj albo Odys, albo też jego towarzysze, sami pakują się w tarapaty, kuszą los, powodowani raz żądzą przygód, to znów chciwością, zazdrością czy innymi, raczej niskimi, pobudkami. Bardzo znamienna jest pod tym względem jedna z pierwszych przygód - z udziałem Cyklopa (Polifema).
Otóż, znając złą sławę Cyklopów, Odyseusz, z czystej ciekawości i na swoją zgubę, wprowadza swoich towarzyszy do jaskini jednego z nich. Potwór zamyka ich oczywiście w pułapce, po czym jednego po drugim - zjada. W tym momencie Odyseusz popisuje się przebiegłością, sprytnie zagaduje olbrzyma, przezornie ukrywając swe imię, potem poi go winem, a następnie - oślepia. Kolejnym jego przebiegłym pomysłem jest ucieczka z jaskini - wraz z owcami, które Cyklop wypuszcza na popas. Kiedy jednak okręt Odysa odbija od brzegu, a wściekły olbrzym rzuca w niego na oślep kamieniami, główny nasz bohater zapomina o przezorności, szydzi z potwora i zdradza mu swoje imię, czym sprowadza klątwę na siebie i swoich towarzyszy.
Jest więc Odyseusz człowiekiem z krwi i kości, pełnym cnót, ale też niewolnym od fatalnych przywar. Nierzadko, działając w afekcie, popełnia czyny, których musi później żałować. Często też, aby osiągnąć nawet szczytny cel, ucieka się do różnych nieuczciwych posunięć, jak chociażby (notorycznie!) - do kłamstwa...

Odysseus by Jacob Jordaens

W tej części lektury uwagę moją zwrócił w szczególności wątek przeznaczenia. Kiedy Odys wyjawia Cyklopowi swoje imię, ten od razu przypomina sobie, iż zostało mu to już przepowiedziane, że "jakiś tam Odysej oślepi go zdradnie". Podobnie Kirka, złowroga bohaterka pieśni X, rozpoznaje w Odysie tego, którego przybycie było jej wcześniej zwiastowane. Tułaczka Odysa, mimo iż z pozoru chaotyczna, wpisana jest zatem w jakiś szerszy plan, który nieodwołalnie musi się ziścić. Odyseusz, świadomy praw, które rządzą światem, sam również ciekaw jest swojej przyszłości, chce wiedzieć, czy jego wędrówka ma sens, udaje się więc do Krainy Zmarłych, aby pomówić z wieszczem Tejresjaszem. I ten oczywiście przepowiada mu przyszłość. Pozostawia w niej co prawda pewien margines niepewności, w jednej kwestii dopuszcza nawet dwa możliwe scenariusze wydarzeń, ale z wcześniejszej klątwy Cyklopa i tak od razu można wywnioskować, który z nich się spełni. Jest więc los człowieka poddany prawom bezlitosnego przeznaczenia, przeciw któremu sprzeciwić się nie sposób.

Kraina Zmarłych to, swoją drogą, miejsce ponure. Duchy tych, którzy odeszli, błąkają się pogrążone w ciemności, rozpamiętują szczęśliwe czasy życia, płaczą nad swoim losem. Spotkawszy Odysa, łapczywie spijają krew ofiarną, po czym wypytują go o swoich krewnych, bliskich - nic bowiem nie wiedzą o ich dalszych losach. Sami niczego już nie oczekują, niczego się nie mogą spodziewać, a niektórzy odbywają jeszcze do tego wieczne kary (jak np. Syzyf czy Tantal).
To właśnie w tym miejscu Odyseusz chce zakończyć swą opowieść, jednak w pieśni XII Alkinoj namawia go, aby kontynuował, a w szczególności - aby opowiedział jeszcze coś więcej właśnie o losach zmarłych. Czy to nie znamienne? Od wieków zawsze tak samo marzymy, aby za życia dowiedzieć się, czy i co czeka nas po śmierci...

Zastanawiam się, jak Grecy (przynajmniej ci "homerowi") oceniali swoje życie, z jednej strony poddane prawom fatum, z drugiej - zwieńczone ponurym przejściem do Krainy Zmarłych. Czy taka perspektywa nie napawała ich pesymizmem, poczuciem beznadziei? Sądząc po opisywanych w "Odysei" ucztach i zabawach, jakie sobie urządzali, trudno by to podejrzewać.
A może poczucie, że na nic nie ma się większego wpływu, a życie i tak kończy się nieuchronnie i niewesoło, dawało im dystans niezbędny do delektowania się każdą chwilą, radowania się danym sobie czasem. Ciekawe, jak to tak naprawdę wyglądało...
Ciekawe też, że to właśnie na tym gruncie wyrosły umysły tak otwarte i światłe, iż na zawsze wpisały się (wielkimi literami) do historii filozofii (żeby nie powiedzieć - dały podwaliny naszej, europejskiej kulturze)...

Na koniec nie mogę nie wspomnieć (i nie zilustrować) słynnej przygody z pieśni XII - z syrenami. Uprzedzony przez Kirkę, Odys wiedział, że kto usłyszy syreni śpiew, ten nie powróci już, o własnych siłach, do życia. Kazał więc swym towarzyszom wypełnić uszy woskiem, sam zaś przywiązał się do masztu - pragnął bowiem usłyszeć niezwykły, uwodzicielski syreni śpiew. Usłyszawszy go, chciał oczywiście uwolnić się z pęt, ale uprzedzeni o tym jego podwładni przywiązali go wówczas jeszcze mocniej. W ten sposób nie tylko udało mu się przeprawić cało i statek i załogę przez tę "pułapkę", ale jeszcze zakosztować słodkiej, zakazanej tajemnicy...

niedziela, 6 kwietnia 2014

"Odyseja" Pieśni V-VIII, czyli Odyseusz u Feaków

Piątą pieśń "Odysei" ponownie otwiera scena posiedzenia bogów na Olimpie. Atena ponawia swoją prośbę o uwolnienie Odysa, a Zeus znowu przychyla się do tej prośby i wysyła Hermesa na wyspę Kalypso z odpowiednim rozkazem. Podobno eksperci dyskutują, skąd to dziwne powtórzenie (niemal identycznie zaczynała się pieśń I). Istnieje podejrzenie, że Homer chciał w ten sposób opisać równoczesność zdarzeń z czterech pierwszych pieśni oraz tych, które stanowią treść kolejnych części utworu. Przeczą temu jednak słowa Ateny, która w rozmowie z Zeusem wspomina o wydarzeniach opisanych w poprzednich rozdziałach. Niektórzy sugerują, że cztery pierwsze pieśni nie należały "pierwotnie" do dzieła. Może i tak... Niemniej "tym razem" decyzją bogów Kalypso zmuszona jest uwolnić swojego więźnia.
Bogini nie pozostawia go jednak z pustymi rękami - nakazuje mu wybudować sobie piękną łódź, daje mu suknie, zapasy żywności, w końcu - przychylny, ciepły wiatr - tak, aby mógł bezpiecznie dostać się na wyspę Feaków, gdzie czeka go przeznaczenie. Na uwagę zasługuje, że Kalypso, rozgoryczona decyzją bogów, potrafi jednak dochować wierności swojej miłości i mimo że kochanek chętnie ją opuszcza, ona nie dąsa się, nie mści, lecz pomaga mu, jak może. Bywa więc i tak wśród bogów ;)

Odyseusz żegluje po morzu bez wytchnienia, przez 17 dni i nocy, po czym spotyka na swojej drodze Posejdona, czy też raczej to Posejdon dostrzega go, kiedy sam wraca od Etyjopów (do których wybrał się jeszcze na początku "Odysei"). Posejdon oczywiście, zorientowawszy się, że pod jego nieobecność wykroczono przeciw jego decyzjom, święcie się oburza i zsyła na Odyseusza potężny sztorm, w którym ten postradałby życie, gdyby nie pomoc boginki morskiej - Ino. Tym samym człowiek jawi się w homerowym dziele jako kukiełka w rękach bogów, którzy, targani zupełnie przyziemnymi namiętnościami, ingerują w życie ludzi w całkiem nieoczekiwanych momentach, bez żadnej reguły.
Dzięki podarowanej przez Ino, magicznej przepasce, Odyseusz płynie wpław nieprzerwanie jeszcze przez kolejne dwa dni i w końcu, dnia trzeciego, wycieńczony, dociera do brzegów wyspy Feaków. Ujrzawszy w oddali rzekę, przy której mógłby bezpiecznie wydostać się na ląd, kieruje do opiekującego się nią boga interesujące słowa modlitwy: "Ktokolwiek jesteś, panie, błagam, niech cię wzruszy // Dola moja! Posejdon topi mię zawzięty! // Przecież i wobec bogów człek taki jest święty, // Co błaga o ratunek w ostatniej potrzebie - // Ja się do rzeki twojej tulę i do ciebie."

Dalsze losy Odyseusza bierze w swoje ręce Atena, konsekwentnie mu przychylna. Kiedy Odys odsypia trudy morskiej podróży schowany w zaroślach przy brzegu rzeki, Atena sprowadza w tę okolicę Nausykę, piękną córkę Alkinoja (władcy Feaków) w towarzystwie swoich służek. Obudzony śmiechem bawiących się nieopodal dziewcząt, Odys decyduje się wyjść im na spotkanie. Na jego widok młode kobiety rozpierzchają się przestraszone, jednak Nauska pozostaje nieporuszona. Odys kieruje do niej wówczas pamiętne słowa: "Błagam cię, czyś jest bóstwem, czy panną śmiertelną! // Jeśliś jedną z tych bogiń w niebiesiech udzielną, // Tedy zdasz mi się córą wielkiego Kroniona, // Z Artemidy kibicią i wzrostem jak ona; // A jeśliś jest śmiertelną mieszkanką padołu, // Błogosławiony ojciec z twą matką pospołu, // Błogosławieni bracia!"

[Charles Gleyre: "Odyseusz i Nausyka"]

Nausyka nakazuje swym służącym umyć Odysa, przyodziać, nakarmić, a następnie pomaga mu dostać się do miasta i udziela wskazówek, kiedy i w jaki sposób powinien on stawić się przed obliczem jej ojca, aby zrobić dobre wrażenie i uzyskać pomoc. Ostatecznie do samego zamku Alkinoja prowadzi Odysa Atena we własnej osobie, czy też raczej nie do końca "we własnej", bo ukazuje mu się ona pod postacią małej dziewczynki (w której Odys Ateny się nie domyśla). Nie ukrywam, że w tym momencie lektury przyszła mi do głowy bardzo chrześcijańska refleksja. Otóż bogowie homeryccy wielokrotnie przybierają postać zwykłych ludzi i pod tą postacią ingerują w życie swych "podopiecznych". Tym samym człowiek nigdy nie może być pewien, czy ma do czynienia z innym człowiekiem, czy też z bóstwem. I chociaż zarówno rola bóstwa, jego moc, jak i intencje są zupełnie inne, to i tak nasuwa mi się w tym miejscu skojarzenie ze słowami: "Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili". Rzecz w tym, by umieć domniemać o bożej obecności w każdym człowieku, którego los nam zsyła...

Alkinoj przyjmuje Odysa ze wszystkimi honorami. Obdarowuje go hojnie różnymi cennymi podarkami, oddaje mu też do dyspozycji łódź z załogą, by mógł bezpiecznie dotrzeć do domu. Wcześniej zaprasza go jeszcze na lokalne igrzyska, w trakcie których Odyseusz, chociaż wbrew sobie, ma okazję popisać się swoją siłą i zręcznością. Podczas wspólnego ucztowania, gości Alknoja śpiewem zabawia niewidomy bard, Demodok (w którym można doszukiwać się zakamuflowanej postaci Homera). Pośród jego pieśni znajdują się i takie, w których opiewa on męstwo i spryt mężów spod Troi, na co Odys reaguje wzruszeniem (z  opisu wynika, że dość teatralnym, ale widocznym jedynie dla Alkinoja ;)).

Slika:Francesco Hayez 028.jpg
Demodok śpiewa o Troi, Odys łka, Alkinoj przygląda się zaintrygowany...
[Francesco Hayez: "Odyseusz na dworze Alkinoja"]

Alkinoj domaga się w związku w tym wyjaśnień - kim właściwie jest jego zacny gość? jakie doświadczenia wiążą jego losy z wojną trojańską? I tą prośbą Alkinoja kończy się ósma pieśń "Odysei"...

Na deser fragmenty uniwersalne - w tak odległym miejscu i czasie sformułowane, a zupełnie adekwatne tu i teraz:
"Skarb to najcenniejszy w świecie, // Gdy małżonka z małżonką zgodna miłość splecie, // Duch jeden włada domem; wróg na to się krzywi, // Cieszą druhy! A oni nad wszystkich szczęśliwi!"

" .. niech się tam rozlicza // Z wyrokami przeznaczeń, jakie tajemnicza // Nić mu snuje przez twarde prządki uprzędziona, // Kiedy na świat dziecięciem wyszedł z matki łona."

poniedziałek, 3 marca 2014

"Obywatel Kane"

"Obywatel Kane" - film wszech czasów, którego wszystkie kopie próbowano zniszczyć przed pierwszą emisją! Kulisy powstania tego filmu są niewątpliwie nie mniej interesujące niż sam obraz. Dzieło życia (a zarazem debiut!) 26-letniego reżysera, Orsona Welles'a, powstało w 1941 w oparciu o życiorys żyjącego wówczas magnata prasowego, arcybogatego i wpływowego Williama Hearsta, który w odwecie nie tylko zabronił publikowania jakichkolwiek informacji o tej produkcji, ale również zemścił się na samym Wellesie oczerniając go w niewyrafinowany sposób w swoich licznych, opiniotwórczych dziennikach. Film wycofano z kin na krótko po jego premierze, i dopiero w latach 50-tych doczekał się on reewaluacji, głównie dzięki krytykom francuskim...

"Obywatel Kane" to historia bogacza, dziedzica ogromnej fortuny, genialnego wizjonera, który na przekór zdrowemu rozsądkowi zainwestował w prasę i dzięki niej nie tylko pomnożył swój majątek, ale też zyskał potężną władzę. W młodości oddany ideom socjalizmu, pieniądze miał za nic i wierzył, że jego gazeta będzie źródłem rzetelnej informacji dla wszystkich ludzi - również tych prostych i ubogich, za którymi wszędzie publicznie się wstawiał. Z czasem jednak żądza sukcesu, sławy czy też powszechnego szacunku zabija w nim te młodzieńcze ideały. Z nieukrywaną satysfakcją i bez skrupułów stopniowo eliminuje z rynku konkurencję oraz wszelkich wrogów, gromadzi bogactwa, a  w końcu - buduje ogromny pałac, w którym ostatecznie pozostaje całkiem sam, opuszczony, i sam umiera.

To właśnie mroczna scena śmierci Kane'a otwiera ten niezwykły film - w scenie tej, tuż przed śmiercią, wypowiada on swoje ostatnie słowo: "Różyczka". Wokół tego słowa koncentruje się cała dramaturgia filmu. Po śmierci Kane'a pewien dziennikarz, Jerry Thompson, podejmuje próbę rozszyfrowania zagadki "Różyczki". W tym celu spotyka się z różnymi ludźmi, którzy w jakiś sposób byli z Kane'm związani i na podstawie ich relacji stopniowo rekonstruuje jego życie, próbując zrozumieć tajemnicę w życiu tym ukrytą (zdecydowanie wykraczającą poza tajemnicę jednego słowa).

Film Welles'a był pod każdym względem nowatorski (warto dodać, że sam reżyser zapewniał, iż było to skutkiem jego ignorancji i braku doświadczenia). Nowatorskie były zdjęcia, montaż obrazu i dźwięku, ale przede wszystkim - narracja: wsteczna, niechronologiczna, z licznymi retrospekcjami ukazywanymi z różnych, nieobiektywnych perspektyw - to było całkowite novum.
"Życia człowieka nie da się streścić w jednym słowie" - konstatuje Thompson w jednej z ostatnich scen filmu. Sposób, w jaki opowiedziane jest życie Kane'a, doskonale tę refleksję ilustruje. Każdy ma na jego temat swój pogląd, w relacji każdego wyostrzają się inne rysy jego charakteru, a sama zagadka - pozostaje nie do końca poznana. Bo i cóż z tego, że widz w ostatniej scenie odkrywa znaczenie słowa "Różyczka", skoro sam bohater, ze swoimi pragnieniami, tęsknotami, cierpieniem - nadal pozostaje tajemnicą. Każdy człowiek jest bowiem nieprzeniknioną tajemnicą...

Jest to niewątpliwie również opowieść o pułapce bogactwa. Kane urodził się w ubogiej rodzinie (co zasadniczo różni go od Hearsta - bogatego od najmłodszych lat), jednak w młodym wieku odziedziczył fortunę i został oddany przez rodziców na wychowanie bankierom. Pieniądze w pierwszej kolejności odebrały mu więc dom rodzinny. Później z kolei, o czym już wspomniano, pozbawiły go młodzieńczych marzeń, uczyniły niewolnikiem zysku i blasku.
"Różyczka" (tu SPOILER! ;)) to nazwa sanek, które symbolizują niewinne lata wczesnego dzieciństwa głównego bohatera. Kiedy do domu rodzinnego państwa Kane'ów przybył przedstawiciel banku, aby zabrać ze sobą chłopca, ten rzucił się na niego z tymi właśnie sankami w rękach, zrozpaczony perspektywą utraty tego, co było dlań najważniejsze.
I co pozostawało najważniejsze, jak się okazuje, przez całe jego życie. Bo właśnie do wspomnienia domu rodzinnego powraca Kane tuż przed śmiercią...



Na uwagę zasługuje, że Kane nie od razu był do swego majątku przywiązany. W młodym wieku otwarcie kpił z niego, chociaż oczywiście nieustannie zeń korzystał. Pozbawiony miłości od najmłodszych lat, nieustannie o nią zabiegał, a przyzwyczajony do możliwości zakupienia wszystkiego, czego pragnął, również miłość próbował kupić... Sam natomiast do prawdziwej miłości nie był zdolny, nie szanował bowiem ludzi, obsadzał ich jedynie w wymyślonych przez siebie rolach, a jeśli nie spełniali jego oczekiwań, po prostu ich odrzucał (czy w tym miejscu nie przypomina on przypadkiem raczej Welles'a niż Hearst'a..?). Pieniądze w każdym razie, z biegiem czasu, zawładnęły nim pomimo, iż na początku stanowczo się przed tym bronił...

Z innej strony można też dopatrzeć się pesymistycznego, egzystencjalnego wymiaru w dziele Welles'a. Kane był człowiekiem wolnym, decydującym świadomie o swoim życiu i w życiu tym osiągnął wszystko to, o czym większość ludzi marzy - posiadał ogromną fortunę, władzę, żonę, syna, kochankę, realizował bez przeszkód swoje kolejne marzenia. A jednak - pozostawał samotny i nieszczęśliwy. Świat go zawiódł, sens życia gdzieś się zgubił...

jedna ze scen, w których "sklejono" pierwszy i drugi plan
tak, aby obydwa były ostre 
Wracając jeszcze na chwilę do strony technicznej, warto zwrócić uwagę na zastosowaną w większości ujęć głębię ostrości (co również stanowiło nowość). Jeśli zachowanie ostrości na wszystkich planach nie było możliwe, wówczas jedna scena była sklejana z kilku ujęć tak, aby wszystkie detale pozostały ostre. Za tym technicznym trickiem również wydaje się kryć przesłanie - wszystkie warstwy rzeczywistości zasługują na uwagę, wszystkie, zarówno te bliższe, jak i dalsze "plany" - są istotne. W miejscu tym forma doskonale służy treści filmu.

"Obywatel Kane" to film niezwykły, zapadający w pamięć, pełen znaczeń. Jeden geniusz opowiada w nim o życiu drugiego geniusza (mieszając zresztą jego biografię z własną), co, swoją drogą, dla obydwu skończyło się nie najlepiej. W tych skomplikowanych okolicznościach powstało dzieło "wiekopomne" - zdecydowanie jedno z najlepszych, jakie dotychczas były tu omawiane. Polecamy!

sobota, 8 lutego 2014

"Odyseja" Pieśni I-IV, czyli Telemachia

Bierzemy pod lupę "Odyseję"!

Czytam egzemplarz, który dostałam kiedyś w prezencie - tłumaczenie Lucjana Siemieńskiego (tak, tak, słyszałam, że nie może się ono równać z tłumaczeniem Parandowskiego, ale trudno - takim właśnie dysponuję).
Ten epos również chcę opisywać dość detalicznie, liczę bowiem, że notatki te pomogą mi później zmierzyć się z "Ulissesem" Joyce'a.

Przy tej lekturze zasadniczej sięgam jeszcze po dwie "pomocnicze" - "Mitologię" Parandowskiego oraz, niedawno wydaną i wyśmienitą, "Moją pierwszą mitologię" Katarzyny Marciniak. Ta ostatnia zachwyciła mnie od pierwszych słów, gdy zajrzałam do niej w księgarni, i już nie mogłam się jej później oprzeć.

"Odyseja" składa się z dwudziestu czterech pieśni, pogrupowanych w sześć części, po cztery pieśni w każdej. Cztery pierwsze pieśni poświęcone są w głównej mierze Telemachowi, synowi Odyseusza, który, natchniony przez bogów, wyrusza na poszukiwania zaginionego przed laty ojca.

W pierwszej pieśni, która zaczyna się inwokacją kierowaną do Muzy, czytelnik szybko dowiaduje się o Odysie, że więziony on jest na skalistej wyspie przez piękną Kalypso i że umiera tam z tęsknoty za ojczystą Itaką i swoimi najbliższymi (co stanowi okrutną karę wymierzoną przeciw niemu przez Posejdona). Tymczasem w jego domu tłum zalotników trwoni jego mienie, urządza nieobyczajne przyjęcia pod jego dachem, czemu bezradni przyglądają się - jego żona, Penelopa oraz, zdruzgotany, Telemach.

Mężny i bohaterski Odys jest bliski sercom bogów, którzy na swoim zgromadzeniu, korzystając z chwilowej nieobecności Posejdona (ludzcy w tym aż do bólu!), postanawiają uwolnić go i pozwolić na szczęśliwy powrót do domu. Najbardziej w jego sprawy zaangażowana jest Atena, która przybrawszy postać "Mentora", wkrótce składa wizytę Telemachowi, by "w synu ducha poostrzyć, rozbudzić w nim ogień męstwa". Zainspirowany rozmową z tajemniczym swym gościem, Telemach, po nieudanych próbach rozpędzenia natrętnych zalotników, wyrusza w tajemnicy w podróż, której celem jest dowiedzieć się o losach ojca.

Jest w tym planie coś dziwnego - skoro bogowie są w mocy uwolnić Odysa i zapewnić mu powrót do domu, czemu więc jednocześnie prowokują Telemacha do tej dziwnej wyprawy? Telemach musi przecież zostawić w domu samotną i bezbronną Penelopę, a także cały dobytek, który bez jego pieczy z pewnością do szczętu rozgrabią chciwi zalotnicy. Ponadto podróż jego wiąże się z oczywistym ryzykiem - nie wiadomo przecież, czy uda mu się powrócić, albo czy np. nie minie się z Odyseuszem? Trudno więc nie mieć wrażenia, że wyprawa ta stanowi cel sam w sobie. Telemach nie może po prostu pozostać bezczynny wobec hańby, jaka spadła na jego rodzinę, musi działać. Jednocześnie wydaje się, że jest jeszcze za młody, aby samodzielnie poradzić sobie z nękającymi jego dom intruzami. Wyruszając w podróż na poszukiwania ojca, którego heroiczny mit towarzyszył mu przez całe życie, Telemach wydaje się zmierzać ku własnej dojrzałości, poszukiwać swojej dorosłej tożsamości...
Przychodzi mi też do głowy nieco inna interpretacja - wyprawa Telemacha mogłaby ilustrować próbę poznania rodzica, kiedy osiąga się wiek dorosły. Dopiero bowiem w wieku dojrzałym człowiek ma szansę wyjść z roli dziecka i zobaczyć w swym rodzicu "zdemitologizowanego", podobnego sobie, człowieka. Okoliczność ta może być druzgocząca, ale może też otwierać drogę do zupełnie nowej, dojrzałej relacji. W tym celu trzeba jednak udać się w swojego rodzaju podróż - podróż Telemacha...

File:Telemachus and Mentor1.JPG
Telemach z Mentorem
W podróży towarzyszy Telemachowi Atena, pod postacią, jak wspomniano, Mentora. Telemach domyśla się bóstwa w swoim towarzyszu, niekiedy wydaje się wręcz identyfikować w nim Pallas, to znów innym razem powątpiewa, czy bogowie mają dla niego jakiekolwiek zainteresowanie. Tym samym wyraża się w jego postawie odwieczna wątpliwość człowieka - czy bóg/Bóg istnieje? Czy czuwa nade mną? Czy też jestem całkiem sam?

W pieśni trzeciej Telemach z Mentorem docierają do Pylos, gdzie korzystają z gościny Nestora (króla Pylos, najstarszego wodza wojny trojańskiej, który wrócił szczęśliwie do domu). Nestor opowiada im dalsze losy przywódców spod Troi, swych kompanów. Pośród jego opowieści znajduje się m.in. wielokrotnie w "Odysei" przytaczana historia Ajgista, który pod nieobecność Agamemnona uwiódł jego żonę, Klytajmestrę, a po jego powrocie z Troi uśmiercił go podstępnie. Później z kolei Ajgist sam został w odwecie zamordowany przez Oresta, syna Agamemnona.
Opowieść ta ma, zdaje się, kontrastować z historią Odyseusza, Penelopy i Telemacha...
O nieszczęsnym Odysie Nestor wie jednak niewiele, dlatego odsyła swojego gościa (w asyście własnego syna) do Sparty, gdzie mieszka  lepiej poinformowany Menelaos (brat Agamemnona, mąż pięknej Heleny).
Menelaj (w pieśni IV) przyjmuje Telemacha równie gościnnie jak Nestor (gościnność grecka zachwyca!, nakazuje ona między innymi najpierw zaprosić nieznajomego do domu, nakarmić go, napoić, a dopiero potem pytać go, kim jest i po co przyjechał). Rozpoznaje też mędrzec w swoim gościu Odysowego syna i ma dla niego pocieszające wiadomości, gdyż w czasie swojej długiej i burzliwej podróży do domu dowiedział się, że Odyseusz więziony jest przez Kalypso na samotnej wyspie - a więc żyje, w co od dawna powątpiewali Penelopa i jej syn.

Tymczasem w Itace zalotnicy Penelopy odkrywają ze zdumieniem, że Telemach wyprawił się do Pylos i postanawiają zasadzić się na niego na morzu i zabić. O planie tym dowiaduje się Penelopa, co przyprawia ją oczywiście o rozpacz, wówczas więc Atena wysyła do niej widmo ślicznej kobiety, która zapewnia ją, że Telemach wyjdzie cało z tej opresji...

Bardzo ciekawie czyta się "Odyseję". Poza opisanymi powyżej wydarzeniami, liczne zawarte w tekście opisy zwyczajów i tradycji Starożytnych Greków pozwalają czytelnikowi przenieść się do tej niezwykłej, egzotycznej rzeczywistości, gdzie z każdej czary wina odlewa się odrobinę dla bogów, po każdej ofierze hucznie się ucztuje i w dobrym tonie jest, by najpiękniejsza z córek gospodarza wykąpała jego co znamienitszych gości. Jest więc lektura Homera wspaniałą przygodą!

niedziela, 26 stycznia 2014

"Gilgamesz" tablice VIII - XII

Gilgamesz
Dziś nowy sposób pisania - zasiadam do lektury i kolejne tablice opisuję na bieżąco:

Tablica VIII

Enkidu umiera, a Gilgamesz popada w rozpacz - płacze nad swym towarzyszem, miota się niespokojny, zdziera z siebie szaty, każe natychmiast wyrzeźbić piękny posąg wyobrażający postać przyjaciela, cały ze słota i szlachetnych kamieni, nie pozwala pochować jego ciała licząc, że może się jeszcze przebudzi. Dopiero po siedmiu dniach, kiedy w nozdrzach Enkidu lęgną się robaki, decyduje się złożyć jego ciało do grobu.
Wówczas też staje zrozpaczony przed obliczem Szamasza, składa mu ofiary i wyznaje, że wobec śmierci przyjaciela poczuł trwogę przed własną śmiercią. Prosi też, aby jego pozostawiono wśród żywych. Szamasz zaś przypomina: "Dałem tobie, Gilgameszu, władzę królewską, ona ci sądzona, nie życie wieczne."
Gilgamesz jednak nie może się ze swoim losem pogodzić. Prośbę swoją ponownie kieruje do Ellila, który tłumaczy: "Z dawna, Gilgameszu, taki los ludzki! (...) Ty chcesz, Gilgameszu, czego nie było od czasów, jak wiatr mój wody popędza."

Cóż... trwoga i bezradność wobec śmierci towarzyszą człowiekowi od zawsze i przez wszystkie wieki pozostają niezmienione. W "Gilgameszu" są opisane w sposób tak przejmujący, że czytelnik "wchodzi" w doświadczenie głównego bohatera - zdumiewające uczucie...

Tablica IX

Gilgamesz nie może zaznać pokoju po śmierci swego przyjaciela. Lęk przed własną śmiercią nie pozwala mu żyć, jak dotychczas. Wybiera się więc na kolejną wyprawę. Tym razem chce spotkać się z Utnapiszti, czyli z tym, który "życia dostąpił" - znalazł się w gronie nieśmiertelnych. Z nim chce Gilgamesz omówić problem życia i śmierci. W tym celu udaje się on do wrót gór Maszu, pilnowanych przez ludzi skorpiony. Przekonuje ich, aby go przepuścili i wchodzi na ścieżkę, którą chadza sam Szamasz. Udaje mu się spotkać ze świetnym tym bogiem, staje z nim twarzą w twarz i z mocą dopytuje, jak dotrzeć do Utnapiszti. Szamasz po raz kolejny przypomina mu, że jego cel jest nieosiągalny, ale daje mu też wskazówki, gdzie szukać Utnapiszti i Gilgamesz rusza w dalszą drogę. Przebywszy góry Maszu dociera do zdumiewającego sadu kamiennego, gdzie drzewa owocują obficie drogocennymi kamieniami...

W tym miejscu chcę jeszcze zwrócić uwagę na symboliczne znaczenie liczb, stosowanych w eposie. Najważniejszą, i kojarzącą się ze znaczeniem znanym z Pisma Świętego, jest liczba siedem. Pojawia się ona wielokrotnie i najpewniej ma wzmocnić, nadać pełnię pewnym wydarzeniom lub cechom bohaterów. W tablicy IX tymczasem po raz kolejny powtarza się symboliczna "dwunastka" - tyle wiorst liczy sobie pogrążona w ciemności droga przez góry Maszu, którą musi przemierzyć dzielny Gilgamesz. Najpewniej również symbolizuje ona pełnię, "zupełność".
Ciekawe jest jednak, w jaki sposób liczby te "zawędrowały" do tylu innych kultur. Czy między "siódemkami" i "dwunastkami" szumerskimi a hebrajskimi, egipskimi, chrześcijańskimi - istnieje ciągłość? Czy faktycznie jest to dowód na to, że nasza kultura wywodzi się z tej szumerskiej? Czy może liczby te kryją w sobie jakąś większą tajemnicę...? (tak jak na przykład - liczby pierwsze...)

Tablica X

Po długiej i pełnej trudów podróży Gilgamesz dociera do Utnapiszti. Wcześniej jednak spotyka szafarkę Siduri, która tłumaczy mu: "Kiedy bogowie stwarzali człowieka, śmierć przeznaczyli człowiekowi, życie zachowali we własnym ręku. Ty, Gilgameszu, napełniaj żołądek, dniem i nocą obyś wciąż był wesół, codziennie sprawiaj sobie święto, dnie i noce spędzaj na grach i pląsach! Niech jasne będą twoje szaty, włosy czyste, obmywaj się wodą, patrz, jak dziecię twej ręki się trzyma, kobiecą sprawę czyń z chętną niewiastą: tylko takie są sprawy człowieka!"

No proszę, jak to się niewiele świat ludzi zmienia...

A Utnapiszti dodaje od siebie: "Człowieka sroga śmierć nie szczędzi. Czy na zawsze domy wznosimy? Czy na zawsze pieczęć odciskamy? Czy na zawsze bracia dzielą dziedzictwo? Czy na zawsze nienawiści w ludziach i czy rzeka na zawsze przybiera? (...) Śpiący i zmarły są jeden jak drugi: zaliż śmierci obrazu nie kreślą? Czy człek sam rządzi? Gdy śmierć go pozdrowi, Anunnaki się gromadzą, wielcy bogowie, i Mammetu, władczyni narodzin, co stworzyła losy, z nimi pospołu jego los przesądza. Oni przeznaczyli i śmierć, i życie, ale wiedzieć dnia śmierci nie dali."

Śpiący i zmarły są jeden jak drugi...

Tablica XI
Tablica XI

Podobno "w oryginale" jest jedenaście tablic (dwunastą skomponował Stiller z pieśni szumerskich). Ta jednak kończy się zupełnie nieoczekiwanie, bez puenty.

W tablicy XI Utnapiszti opowiada Gilgameszowi swoją historię, a jest to historia... potopu!
O potopie decydują bogowie, pod wodzą Ellila, poirytowanego ludzkim zgiełkiem na ziemi. Początkowo próbują oni zniszczyć ludzi klęską suszy i głodu, ale kiedy to się nie udaje, decydują się sprowadzić na nich potop. Wówczas bóg Ea w tajemnicy wybiera "ponad wszystkich przytomnego" pośród ludzi (jest nim właśnie Utnapiszti) i każe mu wybudować ogromną łódź, na której pokład (a dokładniej - SIEDEM pokładów) wprowadzić ma on swoją małżonkę, krewnych, przyjaciół różnej profesji i wszystkie rośliny oraz zwierzęta. Kiedy nastaje powódź, bogowie (z wyjątkiem Ellila) są zdruzgotani, zalęknieni i żałują swojej decyzji. Ludzkość ginie, jednak Utnapiszti z całą załogą swojego statku uchodzi cało. W poszukiwaniu lądu Utnapiszti wypuszcza z arki różne ptaki - najpierw gołębia (który wraca z niczym), potem jaskółkę (która również wraca, ale ma już ubrudzone gliną nóżki), a w końcu kruka - który wskazuje ludziom drogę na ląd. Wówczas Ellil, po opanowaniu swego zagniewania tym, że ludzie przeżyli zesłany przez niego kataklizm, wprowadza Utnapiszti z małżonką do krainy bogów.
Utnapiszti od razu mówi, iż nie wie, w jaki sposób Gilgamesz miałby osiągnąć nieśmiertelność. Sugeruje mu jednak, aby spróbował "chociaż" nie spać przez sześć dni i siedem nocy. Gilgamesz podejmuje tę próbę i już pierwszego dnia zasypia na sześć dni i siedem nocy (sen i czuwanie znowu nieuchronnie kojarzą się tu z symboliką biblijną). Zrezygnowany Gilgamesz wybiera się w drogę powrotną, ale Utnapiszti na pożegnanie zdradza mu jeszcze sekret rośliny, która przywraca młodość i którą można wyłowić na dnie morza. Gilgameszowi udaje się ją zerwać, kosztuje jej i chce ją zanieść swoim ludziom w Uruku, jednak po drodze wykrada mu ją wąż i ucieka z nią pod ziemię.

Tablica XII

A jednak - historia Gilgamesza kończy się w taki właśnie, jakby niespuentowany, sposób. Wraca on do Uruku z pustymi rękami. Po drodze śni jeszcze dwa sny - w pierwszym widzi siebie na łożu śmierci, w drugim spotyka się z duchem Enkidu, który opowiada mu o krainie zmarłych. Z opowieści tej wynika zasadniczo, że w śmierci los każdego człowieka jest taki sam - ci, którzy umierają w chwale oraz ci, którzy giną w hańbie - jednakowo potem znikają pod ziemią i "nie widzą już więcej światłości". W słowach Enkidu nie ma dla Gilgamesza żadnej nadziei.

Tym samym rzeczywiście okazuje się, że epos o Gilgameszu, chociaż porusza wiele ważnych zagadnień, w swojej istocie opowiada o doświadczeniu śmiertelności, o związanych z nią: lęku, bezradności, niepokoju, o bólu towarzyszącym utracie osoby bliskiej oraz o tym, że śmierć wszystkich ludzi jednoczy - bogatych i biednych, mądrych i głupich, tych, którzy żyli przed czterema tysiącami lat i tych, którzy dziś dumają nad lekturą "Gilgamesza"...

Jestem pod wielkim wrażeniem tego pięknego, poetyckiego dzieła, a także - jego polskiego tłumaczenia, za sprawą którego historia Gilgamesza staje się "wiarygodna" i względnie przystępna, a przede wszystkim - bardzo miła w czytaniu. Mocna pozycja w kanonie!

sobota, 25 stycznia 2014

"Gilgamesz" Tablice III - VII

W kolejnych trzech tablicach opisana jest wyprawa Gilgamesza i Enkindu do lasu cedrowego, zamieszkanego przez potwora Chumbabę.

W tablicy III przyjaciele, jeszcze przed wyruszeniem w drogę, otrzymują liczne porady i instrukcje od starszych mężów Uruku, a także spotykają się z Ninsun, która modli się za nich do Szamasza. Modlitwa jej jest bardzo szczególna. Ninsun bowiem zwraca się do Szamasza ze słowami: "dopóki nie dotrze do puszcz cedrowych, póki nie ubił okrutnego Chumbaby (...), dopóty niech ci nie ulegnie Aja, twa oblubienica! Niech ci odmawia i tak przypomina, iżbyś go powierzał strażnikom w czas wieczorny"... Tacy są właśnie bogowie w "Gilgameszu" - ludziom podobni - mają swoje słabości, są przekupni, bywają złośliwi, kłócą się, daleko im do doskonałości.

W tablicy IV dwaj śmiałkowie wędrują ku puszczy cedrowej. Bardzo ciekawe, że co chwila któregoś z nich ogarnia wielki lęk i ma ochotę się wycofać, ale wówczas zawsze ten drugi podtrzymuje przyjaciela na duchu, dodaje mu odwagi i kontynuują swoją wędrówkę.

W tablicy V docierają do celu. Początkowo długo błądzą w lasach cedrowych, i nadal poddają się falom przemożnego strachu. W końcu jednak odnajdują piękne drzewo, które postanawiają ściąć ("pretekstem" dla ich wyprawy jest potrzeba pozyskania cedrowego drewna) i tym samym natychmiast ściągają na siebie potwora Chumbabę. Rozpoczyna się, pięknie opisana, walka na śmierć i życie. Chumbaba ciska w swych przeciwników siedmioma błyskami (?), jednak udaje im się przed nimi uchylić i w końcu, po długiej walce, zdobywają oni przewagę nad strasznym potworem. Wówczas dzieje się rzecz dziwna - Chumbaba prosi Gilgamesza o litość. Ten waha się, jest gotów darować Chumbabie życie, ale w tym momencie Enkidu namawia przyjaciela, aby nie odstępował od swego pierwotnego zamiaru (dlaczego? dla chwały?). Gilgamesz zabija potwora. Przy tej okazji błyski Chumbaby rozpierzchają się wokół w zamęcie (czy nie mogą to być jakieś złe, nieujarzmione moce?...). Potem zaś dzieje się rzecz jeszcze dziwniejsza - otóż dwaj bohaterowie przynoszą głowę Chumbaby w ofierze bogu Ellilowi, który, widząc to, krzyczy: "Coście uczynili?" i rzuca na nich przekleństwo.
Bogowie są nieobliczalni! (albo, jakby powiedział K. Puchatek: "z bogami nigdy nic nie wiadomo"...). Co tak zbulwersowało Ellila? Czy Chumbaba był wpisany w jakiś jego boski plan, który tych dwóch śmiałków naruszyło? Czy może chodziło o rozproszone błyski Chumbaby, które musiał Ellil połączyć teraz z różnymi "żywiołami" (burzą, gromem, lwem, barbarzyństwem etc.)...?

W tablicy VI natomiast pojawia się zupełnie nowy wątek (chociaż tylokrotnie będzie się on potem powtarzał w literaturze wszelakiej...). Piękna Isztar próbuje uwieść Gilgamesza, ten jednak odrzuca jej wdzięki, powołując się na historie jej licznych kochanków, których doprowadziła do zguby. Rozwścieczona Isztar udaje się do boga Anu ze skargą. Prosi też ona (a jest to prośba w formie żądania z pogróżkami), aby Anu niezwłocznie stworzył bykołaka, który zabije krnąbrnego Gilgamesza. Anu poddaje się woli Isztar, zsyła na Gilgamesza bykołaka, jednak i tym razem dwojgu przyjaciołom udaje się zabić kolejnego potwora.

I wówczas następuje zdarzenie przełomowe - w tablicy VII bogowie (Anu, Ellil, Szamasz) decydują, że jeden z tych, którzy ubili Chumbabę i bykołaka, musi zginąć i że będzie nim Enkidu. Enkidu dowiaduje się o tym jako pierwszy, gdyż jest świadkiem wspomnianej narady - we śnie.
Niezbadane są więc wyroki bogów - Szamasz wstawia się za Enkidu, przyznaje nawet, że to z jego rozkazu Chumbaba został zgładzony, ale na nic to się nie zdaje - Anu i Ellil są nieugięci.
Enkidu wpada w rozpacz, w jego postawie wyraża się cała bezradność człowieka wobec śmierci - przeklina on wrota cedrowe, dla których popadł w nieszczęście, przeklina myśliwego, który jako pierwszy zobaczył go w lesie i zaniósł nowinę o nim Gilgameszowi, przeklina niewiastę, która wprowadziła go do świata ludzi. Gilgamesz również rozpacza nad przyjacielem, modli się do Szamasza o odstąpienie od podjętej decyzji. Jednak Szamasz odpowiada mu (znamiennie!): "Losów rzuconych nie wrócić, nie zmienić! Czas ludzki mija, nic nie trwa w świecie."
Enkidu śni kolejny sen - o swoim zejściu w krainę zmarłych. Dzieli się tym snem ze swoim przyjacielem, Gilgameszem, ale chociaż ten czuwa przy jego łożu śmierci, i tak Enkidu pozostaje w swoim lęku, w swojej boleści - samotny. A opowiada nam o tym człowiek sprzed 4000 lat...

Gilgamesh mourns Enkidu

poniedziałek, 20 stycznia 2014

"Gilgamesz" Tablica I i II


Wspaniale się czyta "Gilgamesza"! Muszę tu oddać sprawiedliwość Stillerowi - jego tłumaczenie jest piękne, język - melodyjny, poetycki, kunsztownie staropolski. Dzięki tym wszystkim przymiotom, przy czytaniu odnosi się przejmujące wrażenie, jakby własnymi rękami dotykało się glinianej tabliczki sprzed 4000 lat. A przecież to coś znacznie więcej - zamiast bowiem obcować z kawałkiem gliny, dotyka się tutaj o wiele cenniejszych - myśli i poglądów, jakie były udziałem człowieka w tych niewyobrażalnie odległych czasach.

Dla porządku streszczam kolejne tablice:

Tablica I

Poznajemy tu Gilgamesza, władcę warownego Uruku, "w dwóch trzecich bogiem będącego, w jednej trzeciej człowiekiem". Gilgamesz jest przedstawiony jako władca wspaniały, potężny, silny, ale zarazem tyran, który "rodzicom (...) synów dobiera, (...) dziewice od ich matek bierze".
Mężowie Uruku skarżą się na Gilgamesza do bogów, którzy, wysłuchawszy ich skarg, zwracają się z prośbą do bogini Aruru, aby stworzyła istotę podobną Gilgameszowi, zdolną go poskromić.

Aruru stwarza Enkidu - człowieka stepowego. Enkidu jest potężny i dziki zarazem - wychował się i żyje pośród zwierząt, a ludzi nie zna. W końcu wieść o nim dociera do Gilgamesza, który każe wysłać do Enkidu niewiastę, nierządnicę ze świątyni Isztar. Tak też się dzieje i - to ciekawe! - wskutek spotkania z kobietą Enkidu się "uczłowiecza". Co prawda traci przy tej okazji część swojej potężnej mocy, ale w zamian uczy się żyć wśród ludzi, poznaje ich język i kulturę oraz oczywiście - raduje się w swojej miłości.

Zwraca uwagę niezwykle ważna rola kobiet w tej części eposu. Jedna - stwarza Enkidu, inna - wprowadza go do świata ludzi. Bez nich, mimo całej swojej mocy, nic by nie zdziałał.

A tymczasem Gilgamesz śni sny o wojowniku z gwiazd, o wielkim toporze - jego matka zaś, "Ninsun mądra" (kolejna kobieta!), prorokuje mu z tych snów nadejście godnego towarzysza, wiernego przyjaciela...

Tablica II

W tej części eposu dochodzi do spotkania Enkidu z Gilgameszem. Początkowo spotkanie to ma charakter starcia, swego rodzaju próby sił. Kiedy zaś obydwaj przekonują się, że są siebie godni, wówczas Enkidu gwałtownie upomina Gilgamesza nawiązując do jego nadużyć wobec swych poddanych. W argumentacji Enkidu intrygujące jest, że mówi on: "Szamasz dał ci władzę królewską, ona ci jest sądzona, nie życie wieczne." Oczywiście można się domyślać, że Gilgamesz ma po prostu godnie sprawować swój zaszczytny
urząd i nie jest, jak bogowie (?), nieśmiertelny - a więc bezkarny. Jest to jednak retoryka radykalnie przeciwstawna chrześcijańskiej, w której to właśnie argument o perspektywie życia wiecznego ma człowieka skłaniać do życia cnotliwego... (to oczywiście - na marginesie).
Co na te słowa uczynił potężny władca Uruku? "Wysłuchał Gilgamesz słów Enkidu i ucałowali się, i przyjaźń zawarli." A matce swojej relacjonuje Gilgamesz: "Zdjęte mi są z pleców ciężkie występki. W drzwiach był stanął, siłą mnie pouczył, z goryczą wytykał moje szaleństwo." Zdumiewająca pokora, jak na władcę-tyrana...

Chumbaba...
W dalszej części Tablicy II Gilgamesz opowiada długą historię swojego bębna i pałki, które otrzymał w darze od samej Isztar. Pozostaje nie całkiem jasne, jakiego rodzaju zło ten bęben czynił ludziom - mężczyźni zrywali się na jego dźwięk, kobietom odbierał mężów i synów. Czy bęben ten porywał mężczyzn do walki..? Bardzo możliwe. W końcu jednak Gilgamesz swój bęben stracił. "Przez płacz młodych dziewcząt kraj zmarłych się rozwarł. I wpadł mój bęben i pałka też wpadła". Enkidu obiecuje już Gilgameszowi odzyskać jego skarby, ale wówczas temu przychodzi do głowy inny, wspanialszy cel - zabić potwornego Chumbabę, zamieszkującego lasy cedrowe.
Wszyscy odradzają Gilgameszowi tę szaloną wyprawę, on jednak pozostaje niezłomny. Przekonuje nawet do swoich planów sceptycznie nastawionego Szamasza.

Dwóch przyjaciół szykuje się więc do drogi...


A oto kilka co smakowitszych cytatów:

"Jedz chleb (...), tak to jest w życiu! Pij napitek chmielony, taki jest świat!"
I zaraz potem: "Spożył więc chleb (...) do syta, chmielu wychylił siedem dzbanów. Zagrała w nim wątroba raźno, swobodnie, serce się w nim weseli".

A z poważniejszych myśli:
"Młodyś ty, Gilgameszu, sercem się rządzisz, sam nie wiesz, na co się porywasz."

I najbardziej poruszające sceny, kiedy Gilgamesz dyskutuje swoje szalone plany z bogiem Szamaszem:
"Wyjrzałem w dół z murów i widzę trupy spływające po rzece. Ja też tak spłynę. Mnie też tak usłużą, bo i najwyżej wybujały z mężów nieba nie sięgnie". I dalej (to szczególnie mi się spodobało): "Jeślibym zaś nie miał tego dokazać, po cóż byś mnie tedy dotknął, Szamaszu, żądzą niespokojną takiego czynu?"
I na koniec: "Przez wątrobę koźlęcą pytał Szamasza i odpowiedź była, jakby nie była. I usiadł Gilgamesz, i płakać zaczął."

Zdumiewające! A więc o takich rzeczach pisze się już od 4000 (mniej więcej) lat...