środa, 8 maja 2013

Tadeusz Borowski: Opowiadania

Zacznę od uwagi bardzo ogólnej, odnośnie samego kanonu. Otóż czytam teraz piątą pozycję z listy "ksiąg nakazanych" autorstwa dr Makowskiego i nie mogę przy tej okazji nie zauważyć, że pośród tych pięciu powieści tylko jedna NIE koncentrowała się zasadniczo na złu, do jakiego zdolny jest człowiek. Pozostałe cztery, poczynając od "Jądra ciemności", opowiadały o najciemniejszych zakamarkach ludzkiej duszy, o najpodlejszych doświadczeniach ludzkości. Wiem, że w kanonie jest jeszcze wiele rozmaitych książek, w których niekoniecznie nawracać będą te motywy, ale na ten moment zastanawiam się, czy tak duży udział powieści mrocznych i wojennych w kanonie nie stanowi sam w sobie istotnego przesłania? Czy nie jest czymś w rodzaju ostrzeżenia? Ostrzeżenia przed złem, które obecne jest w każdym człowieku, w każdym z nas?

Opowiadania Tadeusza Borowskiego obrazują swojego rodzaju apogeum zwyrodnienia, demoralizacji, jakim mogą ulec ludzie w określonych okolicznościach. Stanowią one brutalną, miażdżącą, skrupulatnie oczyszczoną z wszelkiego martyrologicznego kontekstu relację z życia w niemieckich obozach zagłady - życia, którego autor oczywiście doświadczył. Nie są one jednak prostą relacją, lecz przemyślaną literacką ilustracją głębokich psychicznych i moralnych przemian, jakim ulega człowiek umieszczony w rzeczywistości, w której życie ludzkie zostało pozbawione najmniejszej wartości, a skrajny głód, wyczerpanie i nędza czynią z ludzi zwierzęta walczące za wszelką cenę o przetrwanie.

Po raz kolejny przytrafiło mi się czytać książkę wydaną przez "BN", tym razem również opatrzoną w bardzo długi wstęp zawierający zarówno biografię autora (której nie zamierzam tu poświęcać uwagi), jak i szczegółową analizę jego twórczości, przede wszystkim tej tzw. "obozowej". Autor tego opracowania, Andrzej Werner, przypomina czytelnikowi, aby nie interpretował postaci i postawy głównego bohatera opowiadań nazbyt pochopnie, aby uwzględniał kontekst szczególnych i niemożliwych do wyobrażenia okoliczności, w jakich ten się znalazł. Jest to oczywiście istotna uwaga dotycząca odbioru wszelkiej literatury (czytać zawsze należy uwzględniając, kim był autor, do kogo i w jakim celu pisał, i z jakiej kultury oraz doświadczeń czerpał). Niemniej w przypadku tej konkretnie lektury uwagi te okazały się nad wyraz cenne. Otóż wszelkie normy kulturowo-moralne obowiązujące w "normalnym" świecie, załamywały się, "traciły ważność" w warunkach obozów zagłady. Główny bohater opowiadań Borowskiego, Tadek, jest więźniem sprytnym, obrotnym, "ustawionym" w obozowej rzeczywistości. Musi uciekać się do oszustw, kradzieży, musi pozostawać obojętny na cierpienie i śmierć innych ludzi - aby samemu przeżyć. Czy jest to postawa godna? Jest z całą pewnością bardzo ludzka, wywodzi się z podstawowych instynktów. Jest zrozumiała. Tadek potrafi zdobyć się na gest litości, potrafi współczuć, jednak przede wszystkim działa w swoim interesie, niekiedy w sposób okrutny, cyniczny (jak w opowiadaniu "Śmierć powstańca", w którym prowokuje on  współwięźnia do wymiany chleba na buraka, którego spożycie doprowadza schorowanego człowieka do śmierci).

Pan Werner przekonuje we wstępie, że cykl opowiadań pt. "Pożegnanie z Marią" stanowi szczyt osiągnięć literackich Borowskiego. W "Utworach wybranych" poprzedza go jeszcze dwoma opowiadaniami z książki "Byliśmy w Oświęcimiu": "U nas, w Auschwitzu..." oraz "Ludzie, którzy szli". Dotychczas przeczytałam te właśnie opowiadania.

Pierwsze z nich, "U nas, w Auschwitzu" nasunęło mi zupełnie nieoczekiwanie skojarzenie z "Rzeźnią numer pięć". Dlaczego? Uderzyło mnie podobieństwo nie tyle języka, co tej specyficznej, pozornie cynicznej optyki. Tadek, główny bohater, piszący listy do swej ukochanej, Marii, uwięzionej w sąsiednim, kobiecym obozie, trafia do Oświęcimia z Brzezinki i jest to dla niego swojego rodzaju awans. W Oświęcimiu ma przejść szkolenie medyczne, jest więc w bardzo uprzywilejowanej sytuacji i patrzy na obozowe życie z pewnego dystansu. Opisuje on potworności tego życia w sposób lekki z pozoru, bez zgrozy, bez zdziwienia, ot - w jednym baraku świetlica i dom publiczny, w drugim kobiety-króliki doświadczalne, a tu stodoła do gazowania, komin itp. itd. To bardzo przypomina styl Vonneguta - za pozorem sarkazmu kryje się... no właśnie - co? Rozpacz zobojętnienia? Poczucie winy? W jednym akapicie Borowski pisze: "Widzisz: to mistyka. Oto jest dziwne opętanie człowieka przez człowieka. Oto jest dzika bierność, której nic nie przełamie."
Kolejne opowiadanie, pt. "Ludzie, którzy szli" opisuje już zjawisko masowej zagłady, która dokonuje się gdzieś w tle, w ciszy - ludzie pojawiają się, idą, znikają, pojawiają się kolejni - rzesze. Giną tysiącami, po cichu, systematycznie. Najdobitniej jednak o masowej "likwidacji" opowiada Borowski w przerażającym utworze "Proszę państwa do gazu". Jest to skrupulatny opis rozładunku kolejnych "transportów" na rampie przy obozie. Rozładunku dokonują oczywiście więźniowie, większość bowiem obozowych zbrodni dokonuje się rękami więźniów. Więźniowie ci zresztą traktują "wypad na rampę" jako swojego rodzaju atrakcję, można przy tej okazji najeść się i wzbogacić. Tadek przychodzi na rampę po raz pierwszy. To, co widzi, przekracza granice ludzkiej wyobraźni - niekończące się masy ludzkie, wycieńczone, upodlone, ładowane do ciężarówek, do gazu, martwe niemowlęta walające się po opustoszałych wagonach, matki wyrzekające się dzieci, wszędzie stosy trupów i konających. Tadek, wykończony, przerażony, z każdym kolejnym transportem pała coraz większą nienawiścią do ofiar. Człowiek nie dysponuje odpowiednią skalą emocji i reakcji, aby adekwatnie odpowiedzieć na takie doświadczenie. Swoje przerażenie, bezsilność rozładowuje w okrucieństwie. Ludzie zapalają się złem jak ogniem, to najprostsza i zarazem najstraszliwsza reakcja. Tu znów przypomina mi się Vonnegut, który pisał - "co można powiedzieć na temat masakry? to, co mówią ptaki: it-it". Najlepiej nic nie mówić, ale koniecznie - pamiętać.

Pozostałe opowiadania ilustrują kolejne odsłony obozowego życia - katorżnicznej pracy, głodu, śmierci, walki o przetrwanie. Akcja dwóch - pierwszego i ostatniego w tomie "Pożegnanie z Marią" - toczy się odpowiednio przed i po obozowym doświadczeniu Tadka. W tym ostatnim, po wyzwoleniu, główny bohater ląduje w innym rodzaju więzienia, zorganizowanego dla byłych jeńców przez Amerykanów. Opisując go Borowski z goryczą podkreśla, że jest to inna forma tego samego zniewolenia i w tym utworze w szczególności ujawnia się uniwersalny charakter opowiadań Borowskiego - ilustrują one mechanizmy zła, jakie wyzwalają się w sytuacji, kiedy jeden człowiek ma bezgraniczną władzę i prawo decydować o życiu i śmierci drugiego człowieka. Tym samym wracamy do... "Jądra ciemności" (aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że to pewne uproszczenie).

Na koniec chciałabym jeszcze zwrócić uwagę na motyw "anemicznych drzewek", obecnych we wszystkich chyba dotychczas przeze mnie przeczytanych opowiadaniach, niczym ukryty autograf autora. Anemiczne drzewka są milczącymi obserwatorami wszystkich opisywanych przez Borowskiego potworności. Trudno sobie wyobrazić, aby w przyszłości miały wyrosnąć na potężne drzewa, które będą "pamiętały". Nie dają one żadnego oparcia, nie dają schronienia ani nadziei - kruche i delikatne, na przekór tysiącom idącym na zagładę, żyją sobie w milczeniu, ale wkrótce też przeminą. Na drzewkach tych kończy się perspektywa - jakby innego świata nie było. Tak musiała wyglądać rzeczywistość Borowskiego, również po wyzwoleniu - pustka.

Cóż, pora zmierzyć się z "Kamiennym światem"...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz