czwartek, 26 stycznia 2012

Epizod III "Zemsta Sithów"

Nową trylogię GW wieńczy spektakularna "Zemsta Sithów". Odcinek ten jest nie tylko bardzo atrakcyjny wizualnie, ale też interesujący w warstwie fabularnej - mimo kilku momentów słabych niesie w sobie istotne przesłania i pozostawia pewien niepokój (po obejrzeniu filmu śniłam o nim całą noc!).

W odcinku tym senator Palpatine, uwolniony przez Obi Wana i Anakina z rąk Separatystów w pierwszych scenach filmu, ujawnia w końcu swoje prawdziwe, mroczne oblicze - to on okazuje się bowiem Lordem Sidiousem we własnej osobie! Co ważniejsze, Palpatine-Sidious tak długo pracuje nad Anakinem, aż w końcu zyskuje w nim swojego sługę.
Postać Anakina ma w tym odcinku o wiele więcej wyrazu niż w części poprzedniej, jego rozterki i ciągłe napięcie są zdecydowanie bardziej przekonujące, bohater ten tym razem budzi we mnie współczucie - jego uwikłanie w zło wydaje się nieuniknione, chociaż mimowolne.
Cała ta historia opowiada o kilku ciekawych i dobrze znanych mechanizmach, jakimi rządzi się zło. Po pierwsze zło lubi kryć się pod maską dobra. Palpatine jako kanclerz Senatu Republiki zjednuje sobie Anakina i budzi jego zaufanie. Po drugie - zło często czai się w tych obszarach życia człowieka, w których czuje się on niespełniony, nierozumiany. Podczas gdy Rada Jedi oczekuje od niezwykle utalentowanego Anakina pokory i traktuje go surowo, Palpatine od początku mu schlebia, roznieca w nim próżność i rządzę chwały, a w końcu - on pierwszy wydaje się rozmawiać z nim szczerze, otwierać się w pełni na jego problemy. Można zadać sobie pytanie - czy przełożeni Anakina, świadomi jego niezwykłej mocy, ufni w szczególną misję, jaką zgotowało mu przeznaczenie, nie przyczynili się do jego upadku. Anakin nie znajdował u nich zrozumienia ani szacunku, pozostawał pośród nich w roli niesfornego dziecka, nie wtajemniczano go w tajne plany Jedi ani nie słuchano jego sugestii.  Czy jednak, z drugiej strony, nie było tak, że Anakin nie był zdolny poddać się surowym regułom szczególnego sposobu wychowania, jakiemu poddawani byli młodzi adepci Jedi? Czyż pokora, cierpliwość i szacunek dla przełożonych nie należały do ich najważniejszych cnót?

Ostatecznym powodem, dla którego Anakin oddał się ciemnej stronie Mocy, była jednak miłość. Nad tym też warto się zatrzymać. W odcinku III Amidala jest w ciąży, zaś Anakin po raz kolejny śni koszmarne sny, w których jego ukochana umiera w połogu. Skywalker jest gotów zrobić wszystko, łącznie ze sprzeniewierzeniem się ideałom, które nie tylko sam wyznaje, ale którym wierna pozostaje Amidala, aby tylko uchronić ją przed śmiercią. Cena za jej życie jest ogromna - Anakin dla ocalenia tego jednego życia poświęca dziesiątki, setki niewinnych istnień. Tym samym oczywiście skazuje swoją miłość na zagładę - Amidala nie jest zdolna kochać go tak niegodziwym i sama umiera z rozpaczy. Anakin próbując uchronić ją przed przeznaczeniem, sam to przeznaczenie wypełnia - historia niczym z antycznego dramatu!



Do upadku Anakina przyczyniły się więc niewątpliwie - zakazana miłość, lęk przed utratą najbliższej osoby czy brak zrozumienia u bliskich. Palpatine umiejętnie te okoliczności wykorzystał, by złapać go w swoje sidła. Ja jednak mam ciągle wrażenie, że niezależnie od tych wszystkich sprzyjających czynników, Anakin był w jakiś sposób naznaczony złem. Ono go ewidentnie pociągało, w nim tylko mógł znaleźć zaspokojenie swoich ambicji. Ponadto jego miłość do Amidali była w gruncie rzeczy miłością własną. Kochał ją, a przecież w ogóle jej nie rozumiał. Kochał ją miłością "posiadacza"...

Wyzwoli go całkiem inna miłość. Miłość odważna i czysta, jaką będzie potrafił obdarzyć go tylko jeden człowiek na świecie - jego syn, Luke...

I tym akcentem zakończę, nie będę się rozpisywać o pozostałej części filmu, w której Sithowie tryumfują, Jedi giną, a Republika zamienia się w Imperium. Dla mnie "Gwiezdne Wojny" (być może jest to pogląd odosobniony) są filmem przede wszystkim o miłości - zarówno tej nieprawdziwej, jak i tej najprawdziwszej, która jest w stanie zniweczyć nawet największe zło.

Tym samym kończę przygodę z tą niezwykłą filmową sagą. Była to przygoda miła, bardzo relaksująca, a chwilami również przyjemnie angażująca intelektualnie. Teraz zdecydowanie bliżej mi do fanów "GW".
Rozważam nawet zakup breloczka R2-D2 ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz