Manni, przez nieuwagę, pakuje się w zagrażające jego życiu tarapaty, wykonuje więc rozpaczliwy telefon do swojej dziewczyny, Loli, która ma 20 minut na uratowanie go z opresji. Lola biegnie więc - biegnie na ratunek, biegnie omijając liczne przeszkody, w końcu omija również prawa fizyki, po pierwszej nieudanej próbie uratowania ukochanego otrzymuje drugą szansę, i kolejną - aż do skutku. Jest to więc niewątpliwie film o miłości, która "może wszystko" i, co warte uwagi, w ten sposób przejawia się miłość kobieca.

W filmie bardzo spodobały mi się liczne, swojego rodzaju, wątki poboczne, a mianowicie ujęte w krótkich seriach zdjęć przyszłe losy ludzi, których Lola mija w trakcie swojego biegu. W kontekście tych scen po pierwsze - warto jest ruszyć wyobraźnią i uświadomić sobie, że faktycznie - ci wszyscy ludzie, ten "tłum", spotykany na co dzień w metrze, na ulicy, w pracy - to wszystko są takie same jedyne w swoim rodzaju osoby, jak my. Każdy mijany przez nas człowiek ma za sobą jakiś poranek, ma w sobie jakiś plan, ma jakąś przyszłość, żyje swoim jedynym życiem (nawet kiedy znika nam z oczu). W tej właśnie chwili, kiedy piszę te słowa, wszędzie wokół, w mieście, kraju, na świecie, toczą się miliony żyć - któs płacze, ktoś się śmieje, ktoś śpi, ktoś ciężko pracuje, ktoś się rodzi, ktoś umiera. To wszystko, całe to bogactwo ludzkiego życia, dzieje się TERAZ. Po drugie - w kolejnych wersjach wydarzeń te same osoby (napotkane przypadkowo przez Lolę), mają przeżyć zupełnie różne wersje żyć! Ten sam rowerzysta raz ma zostać szczęśliwym mężem i ojcem roześmianych dzieci, a za innym razem, za sprawą pozornie nieznaczącego wydarzenia, które zaraz go spotka - stanie się narkomanem, którego czeka śmierć w publicznej toalecie. Czemu służy ten dziwny zabieg? Czy nie kryje się za nim sugestia, iż naszym życiem rządzi przypadek - że jest ono kształtowane nie przez nas, lecz przez serię losowych zdarzeń? Warto rozważyć, w jak dużej mierze to, kim jesteśmy, zależy od tego, kogo w którym momencie naszego życia spotkaliśmy, gdzie weszliśmy przez pomyłkę, co usłyszeliśmy mimochodem... (chociaż czy faktycznie wszystko to działo się przez przypadek, to jest już inna kwestia...).
Jest też w filmie scena, która mnie bardzo ujęła, kiedy Lola biegnie i mówi swoim wewnętrznym głosem: "Pomóż, proszę, pomóż mi ten jeden raz, teraz... A ja będę tak biegła." Czy to jest zaklinanie rzeczywistości czy może raczej - szczególny rodzaj modlitwy? Ładne...
Film rozpoczyna się ujęciem, w którym kamera sunie pośród tłumu ludzi, a głos narratora mówi o tym, że dziwny jest ludzki gatunek, od wieków zadający sobie nieustannie pytania, które pociągają za sobą kolejne pytania, i kolejne, a przecież w istocie najważniejsze jest jedno pytanie, na które istnieje też jedna tylko odpowiedź. O jakie pytanie chodzi? Nie wiem dokładnie, ale mam uczucie, że w odpowiedzi kryje się... Miłość :).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz