sobota, 26 listopada 2011

"Biegnij Lola, biegnij"

Film "Biegnij Lola, biegnij" obejrzałyśmy tuż po "Śniadaniu u Tiffany'ego", doznałyśmy więc niemałego szoku kulturowego. Ze słonecznego i wyidealizowanego Manhattanu lat 60' przeniosłyśmy się nagle do raczej ponurego, zupełnie realistycznego Berlina lat 90', ze środowiska ludzi nieco frywolnych, ale eleganckich i pięknych przeskoczyłyśmy raptem w sam środek życia dwojga młodych Berlińczyków, niewygodnych "odmieńców", funkcjonujących na granicy (czy też poza granicami) prawa. Niemniej - mimo tak drastycznych różnic, filmy te łączy niemało, obydwa bowiem są poświęcone miłości i kobiecości. Kobiecość jednak, uosobiona przez czerwonowłosą Lolę, wyraża się tym razem w sile, determinacji, pragmatyzmie i mocy tak wielkiej, że może ona zawrócić czas, oderwać skutki od przyczyn.

Manni, przez nieuwagę, pakuje się w zagrażające jego życiu tarapaty, wykonuje więc rozpaczliwy telefon do swojej dziewczyny, Loli, która ma 20 minut na uratowanie go z opresji. Lola biegnie więc - biegnie na ratunek, biegnie omijając liczne przeszkody, w końcu omija również prawa fizyki, po pierwszej nieudanej próbie uratowania ukochanego otrzymuje drugą szansę, i kolejną - aż do skutku. Jest to więc niewątpliwie film o miłości, która "może wszystko" i, co warte uwagi, w ten sposób przejawia się miłość kobieca.

O miłości opowiadają również dwie "czerwone" sceny filmu, pojawiające się "na granicy" kolejnych wersji wydarzeń - kiedy najpierw Lola, potem Manni zadają sobie wzajemnie pytania, za pomocą których próbują potwierdzić, że są kochani miłością bezwarunkową, pewną, jedyną. "Czy kochasz mnie na pewno?" "A skąd ta pewność?" "Co byś zrobiła, gdybym umarł?" "Czy potrafiłabyś o mnie pamiętać?" W pytaniach tych wyraża się uniwersalna, na wskroś ludzka potrzeba miłości - czy też Miłości, przez wielkie "M", Miłości prawdziwej - tej właśnie, która "może wszystko".


W filmie bardzo spodobały mi się liczne, swojego rodzaju, wątki poboczne, a mianowicie ujęte w krótkich seriach zdjęć przyszłe losy ludzi, których Lola mija w trakcie swojego biegu. W kontekście tych scen po pierwsze - warto jest ruszyć wyobraźnią i uświadomić sobie, że faktycznie - ci wszyscy ludzie, ten "tłum", spotykany na co dzień w metrze, na ulicy, w pracy - to wszystko są takie same jedyne w swoim rodzaju osoby, jak my. Każdy mijany przez nas człowiek ma za sobą jakiś poranek, ma w sobie jakiś plan, ma jakąś przyszłość, żyje swoim jedynym życiem (nawet kiedy znika nam z oczu). W tej właśnie chwili, kiedy piszę te słowa, wszędzie wokół, w mieście, kraju, na świecie, toczą się miliony żyć - któs płacze, ktoś się śmieje, ktoś śpi, ktoś ciężko pracuje, ktoś się rodzi, ktoś umiera. To wszystko, całe to bogactwo ludzkiego życia, dzieje się TERAZ. Po drugie - w kolejnych wersjach wydarzeń te same osoby (napotkane przypadkowo przez Lolę), mają przeżyć zupełnie różne wersje żyć! Ten sam rowerzysta raz ma zostać szczęśliwym mężem i ojcem roześmianych dzieci, a za innym razem, za sprawą pozornie nieznaczącego wydarzenia, które zaraz go spotka - stanie się narkomanem, którego czeka śmierć w publicznej toalecie. Czemu służy ten dziwny zabieg? Czy nie kryje się za nim sugestia, iż naszym życiem rządzi przypadek - że jest ono kształtowane nie przez nas, lecz przez serię losowych zdarzeń? Warto rozważyć, w jak dużej mierze to, kim jesteśmy, zależy od tego, kogo w którym momencie naszego życia spotkaliśmy, gdzie weszliśmy przez pomyłkę, co usłyszeliśmy mimochodem... (chociaż czy faktycznie wszystko to działo się przez przypadek, to jest już inna kwestia...).

Jest też w filmie scena, która mnie bardzo ujęła, kiedy Lola biegnie i mówi swoim wewnętrznym głosem: "Pomóż, proszę, pomóż mi ten jeden raz, teraz... A ja będę tak biegła." Czy to jest zaklinanie rzeczywistości czy może raczej - szczególny rodzaj modlitwy? Ładne...

Film rozpoczyna się ujęciem, w którym kamera sunie pośród tłumu ludzi, a głos narratora mówi o tym, że dziwny jest ludzki gatunek, od wieków zadający sobie nieustannie pytania, które pociągają za sobą kolejne pytania, i kolejne, a przecież w istocie najważniejsze jest jedno pytanie, na które istnieje też jedna tylko odpowiedź. O jakie pytanie chodzi? Nie wiem dokładnie, ale mam uczucie, że w odpowiedzi kryje się... Miłość :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz